Pani Hübner, od kilku lat ciągle w podróży między Warszawą a Brukselą, przyzwyczajona do rozłąki z dorosłymi córkami, nie zdążyła jeszcze zauważyć, że coś zmienia się w jej życiu. Łotyszka Sandra Kalniete wie, że będzie tęsknić za wnukiem. Cypryjczyk Markos Kyprianu przeprowadza się ze słonecznej wyspy oddalonej o 3 tys. km do często deszczowej i zimnej Brukseli. Dla wszystkich rekompensatą jest miejsce w europejskim rządzie i własna karta w podręcznikach historii. Nie zapominając o pensji unijnego komisarza – 18 tys. euro miesięcznie brutto plus 15 proc. rozłąkowego.
Nowi komisarze to dla ogromnej większości tutejszych eurokratów i dziennikarzy egzotyczna grupa z dalekiej północy (o Cypryjczyku i Maltańczyku często się zapomina). Ich wielkie zdjęcia, wystawione w hallu Komisji Europejskiej, zdają się potwierdzać stereotyp: jacyś ciepło odziani ludzie przeważnie na tle mroźnej zimy. Wyjątkami są „Donata” (jak mówi o pani Hübner wielu zagranicznych dziennikarzy) i Węgier Peter Balazs.
Polka budziła zawsze zainteresowanie jako przedstawicielka największego kraju wstępującego do Unii i który zyskał etykietkę kłopotliwego. Węgier był ostatnio ambasadorem swojego kraju przy UE i od marca zdążył chyba zaprosić na kolację wszystkich brukselskich dziennikarzy. On też jako pierwszy już w kwietniu przedstawił prasie swój zespół. Jego PR zajmuje się dotychczasowa korespondentka węgierskiej telewizji publicznej w Brukseli. A połowa sukcesu komisarza to dobre stosunki z mediami.
Hübner i Balazs od razu wyrobili sobie markę najskuteczniejszych, każde na swój sposób. Polka nie chwaliła się, że liczy na współpracę z Lamym, ale od początku tego chciała – i dopięła swego. Węgier głosił wszem i wobec, że najbardziej interesuje go polityka regionalna i też osiągnął cel.