Gen. Czesław Kiszczak znał swój fach. Chcesz zrekrutować człowieka do roboty w wywiadzie, pozyskaj jego zaufanie. Nie odmawiaj szczerej rozmowy, nie szczędź szczegółów, zadbaj o alkohol. Tadeusz Mazowiecki zażądał, by podczas spotkań opozycji z reprezentacją władz PRL nie podawano mocnych trunków. Ale postulat odrzucono. Oto menu serwowane w przerwach jednego z posiedzeń w willi MSW w podwarszawskiej Magdalence, gdzie kilkakrotnie w wąskim gronie dźwigano negocjacje z impasu: „śledź remoulade, ryba po grecku, galantyna z kaczki i boeuf Strogonoff na przystawki, zupa ogórkowa, szaszłyk z polędwicy z pieczarkami, de volaille ze schabu (sic! ), frytki, surówka z selera, marchewka z groszkiem, na deser – kompot śliwkowy, kawa, herbata, z alkoholi – wino białe i czerwone, czysta wódka, piwo”. Jak to dobrze, że w mediach AD 1989 nie przyjął się jeszcze zwyczaj podawania jadłospisów z imprez z udziałem vipów. Byłby jeden powód więcej do okrzyknięcia umów Okrągłego Stołu zmową elit – partyjnej i solidarnościowej – dążących do podzielenia się władzą ponad głowami społeczeństwa.
Garlicki nie napisał „Karuzeli” w tym celu. Gen. Kiszczak nie usiłował zwerbować liderów Solidarności do służby komunistom. Ekipa Lecha Wałęsy nie szła do Okrągłego Stołu, by w zamian za ochłapy władzy wyciągać z matni polityczno-gospodarczej ekipy gen. Jaruzelskiego i premiera Rakowskiego.
Dwaj główni aktorzy dramatu – prowałęsowska opozycja i lojalni sojusznicy Jaruzelskiego – szli do tych bezprecedensowych negocjacji jako wrogowie, którzy tylko z poczucia historycznego musu postanowili zagrać role mniej konfrontacyjne – role politycznych i ideowych przeciwników. Wrogowie, jak wiadomo, z sobą nie pertraktują, tylko walczą do zwycięstwa.