Niedziela, piąta po południu. Na dworcu PKS w Opolu kilkuset chłopa. Podobny widok w Krapkowicach: za chwilę podjadą cztery piniory, autokary Sindbada i Ottocaru, mniejsze mikrobusy. Ostatni papieros, dowcip i piwo przed podróżą. Takich punktów zbornych jest na Opolszczyźnie kilka.
Konrad Mróz z podopolskich Górek jeździ od czterech lat. Pracuje w Duisburgu przy gipsowaniu ścian. – Teraz nie ma roboty w Opolu. Każdy z wioski jeździ. Mechanicy, malarze, murarze, dużo w BMW robi i u Mercedesa. W domu żona i troje dzieci. Mróz widuje rodzinę raz w miesiącu. Ostatnio miał wypadek. – Szef leci w balona, najpierw mówił, że wszystko będzie w porządku, do szpitala zawoził. Teraz nie chce płacić – 36-letni Mróz powiedział sobie, że jeszcze do czterdziestki będzie tak jeździł, i szlus.
Roman Zimoń (– Na Frankfurcie robię, przy rigipsach) wysiadł z czerwonego BMW. Do domu w Grocholubiu, kilkanaście kilometrów od Krapkowic, przyjeżdża co drugi czwartek. Z jego rocznika – 1981 – wszyscy pracują w Niemczech albo Holandii. – Miesięcznie na czysto te 1200 euro jest. Ojciec myśli, żeby potem jakiś warsztat otworzyć. Bo Zimoń nie chciałby mieszkać w Niemczech na stałe: – Tam nic nie ma, tylko te sklepy. Dzisiaj zabierze dziewczynę do dyskoteki. W niedzielę z kolegami wróci do Frankfurtu.
Drugi paszport
Na budowanej od Gliwic autostradzie nie ma znaków wskazujących granicę województwa. O wjeździe w Opolskie świadczą tylko jaskrawe tablice z napisami „Praca w Holandii, tel. ....” albo „Praca w Unii, tel. ...”. Widomy znak, że jesteśmy w krainie dwupaszportowców.
W przeważającej części mieszkańcy województwa opolskiego cieszą się od lat 90.