Hip-hop to nie tylko rap, graffiti czy breakdance, to styl życia, imprezy, kluby, koncerty, moda i wszystkie związane z nią akcesoria. Subkultura ta pojawiła się w Polsce na przełomie lat 80. i 90. Przez lata zespoły hiphopowe miały opinię chuligańskich band, polski rap był równie dosadny jak jego amerykański pierwowzór. I chociaż ostatnio złagodniał, jego stylistyka jest wciąż nie do zaakceptowania dla niektórych twórców naszej kultury. Wojciech Młynarski, w opublikowanym niedawno na łamach „Przekroju” wierszu „Polszczyzna”, pisze: „Słyszę, jak młode chłopię/w paskudnym bluzgu się szczerzy/klnie obrzydliwie w hip-hopie./Ale nie to jest tragedią,/ale nie to problem czyni,/tragedią jest to, że w mediach/ślinią się nad nim kretyni./I z przyjemnością lansują,/manipulując chłopaczkiem,/polszczyznę jako kloakę,/polszczyznę, jako spluwaczkę...”.
Polskiego rapu nie grają największe komercyjne rozgłośnie. Clipy naszych wykonawców hiphopowych przez długi czas można było zobaczyć wyłącznie w muzycznej stacji VIVA, teraz również w MTV, które między innymi uruchomiło program Yo!MTV Raps – przed laty właśnie tak nazywał się głośny amerykański program, na którym wychowywali się pionierzy polskiego hip-hopu. Obie stacje są jednak dostępne tylko dla abonentów sieci kablowych i platform cyfrowych. Nasze media dopiero teraz zaczynają „kupować” hiphopowców.
– Na początku wszyscy się oburzali, że to jacyś blokersi, chuligani, po prostu dzicz – mówi Grzegorz Brzozowicz, dziennikarz muzyczny. – Teraz okazuje się, że kiedy tę dzicz się oswoi, posadzi w studiu, ładnie oświetli, to nie żadna dzicz – to młodzi, inteligentni ludzie, którzy mają coś do powiedzenia.