Archiwum Polityki

Gra w domino

W miniony piątek wybrano nowy Zarząd TVP SA. Wszystko odbyło się zgodnie z przewidywaniami: publiczną i z założenia apolityczną instytucją znowu rządzić będzie ekipa z politycznego nadania. W pięcioosobowym kierownictwie po dwa stołki przypadły ludziom kojarzonym z SLD (Robert Kwiatkowski, Jarosław Pachowski) i PSL (Marian Zalewski, Tadeusz Skoczek), zaś jeden - uważanemu za człowieka UW - Waldemarowi Chełstowskiemu.

Układ taki nie powinien dziwić. System ten stworzono w 1994 roku, odbierając premierowi prawo desygnowania prezesa TVP. Nie odpolityczniło to telewizji, ale uczyniło ją "polityczną inaczej". Przypomnę, że parlament i prezydent wybierają Krajową Radę Radiofonii i Telewizji. Ta z kolei wybiera Radę Nadzorczą TVP, a Rada - Zarząd. Nieuchronne desygnowanie z partyjnego klucza KRRiTV rodzi więc następne partyjne wybory. Działają tu klasyczne zasady domina: nie tylko jedna kostka przewraca drugą, ale też musi się zgadzać ilość oczek.

Co jednak najciekawsze, ze względu na przyjęty układ kadencji poszczególnych wybieralnych ciał zasadom domina towarzyszy reguła przesunięcia w czasie. Powoduje ona, iż telewizyjny rząd dusz sprawują ludzie desygnowani przez poprzednią większość parlamentarną. I ta właśnie okoliczność spowodowała, iż okres poprzedzający obecny wybór Zarządu TVP cechowały szczególne zabiegi obecnie rządzącej koalicji. Partyjna arytmetyka była bowiem dla niej bezlitosna: telewizja na kolejne cztery lata pozostanie pod kontrolą partii opozycyjnych.

Rozpoczęły się więc tajne targi o telewizję. Alternatywą dla wizji "przegrani biorą wszystko" stała się propozycja ministra skarbu Emila Wąsacza, którą jednak szybko ochrzczono "nowym planem Balcerowicza". Zaproponowano bowiem, by liczbę członków Zarządu zmniejszyć z pięciu do czterech osób, a stanowiskami po równo obdzielić SLD, PSL, UW i AWS. Choć sporo mówiono i pisano o tym pomyśle, od samego początku naznaczony był on piętnem naiwności i przekombinowania. Naiwności, albowiem trudno oczekiwać, aby ktokolwiek zechciał dzielić się formalnie przyznaną mu władzą. Przekombinowania, bowiem w gruncie rzeczy nie byłby to żaden polityczny konsens i system równowagi, jak przekonywali jego zwolennicy, ale ostateczny polityczny rozbiór TVP.

Polityka 27.1998 (2148) z dnia 04.07.1998; Wydarzenia; s. 17
Reklama