Archiwum Polityki

Telewizja zabija człowieka

"Telewizja zabija człowieka". Taki tytuł mógłby nosić film, zwany w oryginale "Mad City", w reżyserii Costy-Gavrasa. Kino od dawna atakuje oszustwa mediów, "Miejski obłęd" posuwa się dalej: oskarża TV o morderstwo.

Costa-Gavras, autor głośnego w swoim czasie "Z" (1968) z Yves Montandem, działaczem postępowym, który padał ofiarą spisku militarystów w kraju nieokreślonym, w którym jednak rozpoznawaliśmy ówczesną Grecję, ojczyznę autora, wciąż nie rezygnuje ze swojej misji politycznej, ale ostatnio wena mu nie dopisywała. Mieliśmy niedawno jego "Małą Apokalipsę", skądinąd zainspirowaną powieścią naszego Tadeusza Konwickiego, była to satyra na francuskich kontestatorów z maja 68, obecnie sflaczałych, oraz na polskich dysydentów okresu stanu wojennego, którzy uszli do Francji, lecz popadli w dezorientację w tamtejszych warunkach. Film karykaturalny, w którym Gavras, stale buntowniczy, chciał wyrazić niezadowolenie z bierności, w jaką pogrążyli się byli i aktualni zrewoltowani. Obecnie wrócił on do wigoru: "Miejski obłęd" jest to kawał wybitnego kina interwencyjnego.

Jest to już trzeci ostatnio film w naszym repertuarze, który podejmuje sprawę wpływu mediów audio-wideo, obok "Ulicy snajperów" oraz "Faktów i aktów". Problem ten aktualnie niepokoi opinię. Dostał się on nawet do kawałka sensacyjnego z Bondem, "Jutro nie umiera nigdy", a to coś mówi! Bowiem w serii tej, ciągnącej się od trzydziestu lat, każdy kolejny odcinek bywa odbiciem, strywializowanym może, ale jednak, bieżącej mody politycznej. Otóż obecnie, po raz pierwszy w dziejach bondasów, monstrualnym spiskowcem, z którym ściera się nasz agent, jest wielki magnat prasowy, który dla swoich wydawnictw sam fabrykuje sensacje i zamierza wywołać wojnę chińsko-angielską, ma zaś siedzibę w Hamburgu. Rzeczywiście mieszczą się tam głośne koncerny mediów, ale nie tylko o nie chodzi: krytycy angielscy stwierdzili, że ów spiskowiec dziennikarski ucharakteryzowany jest na Ruperta Murdocha, króla prasy brytyjskiej. Wygląda na to, że, w przekonaniu opinii na Zachodzie, media wyrastają na potęgę groźną dla demokracji i raz po raz słyszy się o atakach na nie, np.

Polityka 27.1998 (2148) z dnia 04.07.1998; Kultura; s. 41
Reklama