Komisja śledcza ds. Orlenu zaczyna przypominać ośmiornicę co chwilę wypuszczającą macki, chwytającą nowe ofiary, wątki, podejrzenia. Sprawa już dawno wykroczyła poza materię zleconą do zbadania i uruchomiła ciąg zdarzeń politycznych, ale także biznesowych, których nikt na razie w całości nie ogarnia. Rodzą one poczucie chaosu, a także pewnej bezradności w oglądzie sytuacji widocznej u członków komisji, w świecie mediów i wśród przyglądającej się temu publiczności, która coraz bardziej nie wierzy, że coś zostanie wyjaśnione. A przecież wyjaśnione być powinno, bo dotyczy materii tak wrażliwej jak nadużywanie władzy i bezpieczeństwo energetyczne państwa. Tymczasem ciągle pojawiają się nowi aktorzy: zaczęło się od Modrzejewskiego, ale dziś już najważniejsi są: Kwaśniewski, Ałganow, Kulczyk, Kuna, Żagiel, Zacharski. Każdy ma tu oddzielne miejsce i sprawę, choć niektóre się zazębiają.
Ostatnio w częściowo nowej roli wystąpił Zbigniew Siemiątkowski, były szef Agencji Wywiadu, a wcześniej także pełniący obowiązki szefa Urzędu Ochrony Państwa. Powiedział on – świadomy obecności kamer – coś, co powinno wstrząsnąć nie tylko posłami z sejmowej komisji śledczej, ale także polską opinią publiczną. Powiedział mianowicie, że „to, co dziś wyprawia Rosja, przynajmniej w sektorze paliwowym w krajach Europy Środkowej, to nowy imperializm gospodarczy”. Powiedział także, iż w pełni zgadza się z prawicowymi publicystami i politykami, a także tymi ludźmi lewicy, którzy dostrzegają, że „na drodze gospodarczej następuje restauracja imperium rosyjskiego, zgodnie z hasłem: wczoraj tanki, dzisiaj ropa”. Różnica jest jedynie taka, że „komisarzy zastąpili przedsiębiorcy, listy politbiura wziątki (czytaj – łapówki), ale cel pozostał ten sam”.