Archiwum Polityki

Gombrowicz ze styropianu

Jak sobie polski teatr poradził z obchodami Roku Gombrowicza? Nie najlepiej. Zawiedli inscenizatorzy, ale nie spisała się też publiczność, którą sceniczna twórczość autora „Ferdydurke” obchodzi coraz mniej.

Na placu Litewskim w Lublinie stanął styropianowy pomnik Gombrowicza. Na przysadzistym wierzchowcu pręży się, niczym woltyżerka, krępa i brzydka figura dziecka. W intencji twórców ten „pomnik dzieckiem podszyty” miał wejść w dialog ze stojącym obok, też na koniu, spiżowym Piłsudskim. Wyszło jednak na to, że Marszałek wyraźnie ma bachora w dużej obojętności. Podobnie jak lubelska publiczność, bynajmniej nie kwapiąca się oglądać kolejnych spektakli Konfrontacji Teatralnych, stanowiących absolutny szczyt obchodów Roku Gombrowiczowskiego w teatrze.

Rocznicowe fundusze pozwoliły organizatorom festiwalu kierowanego przez Janusza Opryńskiego działać z dużym rozmachem: do Lublina ściągnęli goście z całej Europy, a także ze Stanów; z premierowymi inscenizacjami przyjechały teatry z Wrocławia, Poznania, Torunia, Warszawy. Najgorzej było z tymi, którzy mieli najbliżej – z publicznością. Wstydliwymi łysinami świeciły nie tylko duże widownie z Teatrem im. Osterwy na czele, ale i kameralne podesty w Hali Polmosu użyczonej przez Janusza Palikota teatrom, i salka w studenckiej Chatce Żaka, która dotąd zawsze – twierdzą bywalcy – trzeszczała w szwach.

Co się stało? Być może okazało się po prostu, że twórczość pisarza oryginalnego, ale należącego już coraz mocniej do przeszłości i „z-marmurzającego” się w pomnik (nawet tak ekscentryczny, jak na placu Litewskim) obchodzi tak naprawdę garstkę miłośników. Że dzieła Gombrowicza, przy całej swojej randze literackiej, mają jednak ograniczoną moc inspiracji. Wiedzą o tym organizatorzy corocznych gombrowiczowskich festiwali w Radomiu, którzy od dawna czynią starania, by cichaczem przemycić do repertuaru treści niezwiązane bezpośrednio z patronem (w tym roku hasło brzmi „Ku operetce”, co pozwala nawet na koncert klasycznych arii Straussa czy Lehara).

Polityka 43.2004 (2475) z dnia 23.10.2004; Kultura; s. 71
Reklama