Archiwum Polityki

Ścieżka zdrowia

Koniec roku to dramat pacjentów, których szpitale nie chcą leczyć z powodu braku pieniędzy. Podjęte próby ominięcia tego problemu uznano za bezprawne, bo żyjemy w kraju, w którym za operację wolno zapłacić jedynie pod stołem. Pozostaje czekanie w kolejkach. Ale kto ma te kolejki ustawiać?

Minister zdrowia pogroził palcem. – Pobieranie opłat od osób ubezpieczonych za zabiegi wykonywane poza kolejnością jest bezprawne – oświadczył Marek Balicki, dając do zrozumienia, że jeśli szpitale nie wycofają się z przyjmowania pieniędzy od zdesperowanych chorych, grożą im za to kary finansowe.

Tczew, Kościerzyna, Jelenia Góra, Wrocław – o szpitalach z tych miast zrobiło się w ostatnich dniach głośno, gdy ujawniły, że można leczyć się w nich komercyjnie. Na przykład w jeleniogórskim szpitalu wojewódzkim zamiast czekać dwa lata na wszczepienie soczewki do oka, pacjent mógłby mieć wykonany ten zabieg z dnia na dzień po wpłaceniu 2,3 tys. zł. – Dokładnie tyle zapłaciłby nam Narodowy Fundusz Zdrowia, gdyby chciał sfinansować w tym roku operacje u czekających w kolejce pacjentów – wyjaśnia dyrektor szpitala Maciej Biardzki. – Ale limity wyczerpaliśmy, chorzy muszą czekać na przyszłoroczne kontrakty.

Pacjenci tacy cierpliwi nie są. Kwota 2,3 tys. zł dla wielu osób nie wydaje się wygórowana, a jeśli 9 tys. zł za wstawienie endoprotezy stawu biodrowego oznacza już spory wydatek, to przecież i tę sumę można uzbierać, bo zdrowie to rzecz najcenniejsza. – Nie wyciągam ręki do Funduszu po pieniądze za pacjentów, którzy chcą płacić – podkreśla Biardzki. – Gdybym nie miał połowy łóżek wolnych z powodu wyczerpania limitu, na pewno bym ich nie przyjmował.

W Kościerzynie i Tczewie pacjentom gotowym płacić za leczenie podsuwa się do podpisu oświadczenia „o zrzeczeniu się prawa do korzystania z publicznej opieki zdrowotnej w ramach ubezpieczenia”.

Polityka 50.2004 (2482) z dnia 11.12.2004; Kraj; s. 32
Reklama