Archiwum Polityki

Niespotykanie pomocny człowiek

Jan Antosz pozostawił dwa listy. W pierwszym napisał, żeby nikogo nie winić i nie szukać sprawców. W drugim dziękował posłowi Janowi Szymańskiemu i sekretarce z biura za lata wspólnej pracy. Pisał, żeby się nie załamywali i dalej pracowali dla Polski.

Miał 78 lat. Przez ostatnie 12 lat i trzy kadencje był asystentem i dyrektorem biura poselskiego wrocławskiego posła SLD Jana Szymańskiego. Koordynował pracę kilku innych biur na terenie województwa. Ustalał terminy spotkań, wizyty posła, spotykał się w jego imieniu z przychodzącymi ludźmi. Porażka SLD w wyborach oznaczała, że biuro przestaje istnieć. 28 listopada wieczorem zastrzelił się.

– To był pierwszy dzień likwidowania biura. Porządkowaliśmy dokumentację i pakowaliśmy sprzęt. Wywożono pierwsze meble – mówi były poseł.

Zaalarmowany telefonem rodziny, że dyrektor nie wrócił jeszcze do domu, pojechał wieczorem do biura. Znalazł Antosza przy biurku, które zajmował od 10 lat. Już nie żył. Listy, które pozostawił, zabrała policja.

Kiedy rano usłyszałem w radiu o samobójstwie w biurze poselskim, nie powiedziano jeszcze, w którym, pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy, był Antosz – mówi Jerzy Krymowski, były działacz ZMS i PZPR, a później dyrektor kilku przedsiębiorstw odzieżowych we Wrocławiu. – Był ostatnio coraz bardziej rozgoryczony tym, co działo się z polską lewicą.

Pierwsze wrażenie było jednoznaczne: partyjny działacz nie mógł znieść klęski lewicy i zwrotu w prawo, który wykonała Polska. Prawda wydaje się bardziej skomplikowana. To nie zwycięstwo prawicy było powodem goryczy Antosza.

On przeżył wszystkie kryzysy PRL i porażki lewicy po 1989 r. – mówi Jan Szymański. – Ale najbardziej dotknęło go to, co działo się w ostatnich latach, porażka rządu Millera, afery, z którymi wiązano partię, rozbicie lewicy.

Na odcinku towarów deficytowych

Był człowiekiem jednoznacznie lewicowym, bardzo surowym wobec wszelkich odstępstw od idei, ale nigdy nie można było powiedzieć, że był betonem – mówi Zbigniew Gapiński, w latach 70.

Polityka 50.2005 (2534) z dnia 17.12.2005; Społeczeństwo; s. 94
Reklama