Archiwum Polityki

Jak orzeł z kogutem

Francuzi i Niemcy, połączenie ognia z wodą, znów chcą napędzać unijną lokomotywę

Na 40-lecie traktatu elizejskiego Niemcy i Francuzi zafundowali sobie pełen Wersal. Tam gdzie w 1871 r. proklamowano cesarstwo niemieckie, a w 1919 r. podpisano bolesny dla Niemiec traktat, parlamenty obu krajów spotykają się, by świętować przyjaźń francusko-niemiecką, ten fundament jednoczącej się Europy.

Symbolem braterskich uczuć był specyficzny podział ról. Mówiąc brutalnie: Niemcy płaciły na francuskie rolnictwo i akceptowały francuskie przywództwo polityczne w EWG, w zamian za co otrzymywały świadectwo moralności i szanse ekspansji gospodarczej.

W latach 90. ten fundament przestał wystarczać. A od wyboru Chiraca w 1995 r. na prezydenta w niemiecko-francuskim małżeństwie z rozsądku pojawiły się dysonanse. Francuzi przede wszystkim bronili interesów swoich chłopów, hamując reformę UE, podczas gdy Niemcy – jako największy unijny płatnik – chcieli zmniejszyć swe obciążenie. Im bardziej też Niemcy postrzegani byli jako adwokat i główny beneficjent rozszerzenia Unii, tym bardziej Francuzi tracili zainteresowanie Europą Środkowo-Wschodnią. Jedni i drudzy nie mogli też się porozumieć w sprawie kierunku reform UE i nowego kształtu unijnych instytucji.

Tuż przed jubileuszem te małżeńskie ciche dni zostały przezwycięzone: Chirac i Schröder przedłożyli wspólny projekt reformy UE. Według tego projektu Unia 25 członków ma mieć podwójną głowę. Wybrany przez Parlament Europejski (a tym samym wzmocniony politycznie) przewodniczący Komisji ma być równorzędnym partnerem nowego prezydenta UE, który z kolei zastąpiłby rotacyjną półroczną prezydencję państw członkowskich. Ponadto Unia miałaby umocnić pozycję swego ministra spraw zagranicznych, ponieważ w polityce zagranicznej odeszłaby od prawa weta na rzecz większości kwalifikowanej, a więc łatwiej byłoby wypracować wspólne stanowisko.

Polityka 4.2003 (2385) z dnia 25.01.2003; Komentarze; s. 18
Reklama