Archiwum Polityki

Kto jedzie na rzepaku

Biopaliwa: posłowie powinni sobie przypomnieć, że są też podatnikami

Czyje interesy przeważą przy rozpatrywaniu przez Sejm zawetowanej przez prezydenta ustawy o biopaliwach? Dobrze byłoby więc wiedzieć dokładnie, kto zyska, a kto straci.

Działacze PSL przekonują, że ustawa narusza interesy tylko importerów paliw, którzy namącili w głowach użytkownikom samochodów, na czele z prezydentem. Weto zaś zaszkodzi gospodarce (nie przybędzie bowiem stu tysięcy miejsc pracy i związanych z tym wpływów podatkowych), rolnikom i społeczeństwu, bo nie zaoszczędzimy rocznie 150 mln dol. na imporcie ropy.

Tak naprawdę jednak bilans potencjalnych zysków i strat wygląda zupełnie inaczej. Zanim budżet, gospodarka i my wszyscy ewentualnie zyskamy, najpierw trzeba będzie stracić. I to jest pewne. Biopaliwo jest dużo droższe niż tradycyjne, fiskus musiałby więc zrezygnować z pobierania akcyzy, aby ceny przy dystrybutorach nie poszybowały ostro w górę. Przy 4,5-proc. rynku (a przecież ustawa mówi, że udział biopaliw może być wyższy) podatnicy musieliby dołożyć do tego interesu około 600 mln zł rocznie, bo przecież uszczerbek w budżecie trzeba by uzupełnić wpływami z innych podatków. Za swoje pieniądze nie zyskują nawet pewności, że mniej energetycznym biopaliwem nie zniszczą silników swoich samochodów. Badania w tej kwestii zakończone nie są, a dotychczasowe opinie ekspertów – mocno podzielone. Czyje zaś interesy naruszy utrzymanie weta? W największym stopniu tych, których ci sami działacze PSL uczynili głównymi rozgrywającymi na biopaliwowym rynku – właścicieli świeżo sprywatyzowanych fabryk, produkujących odwodniony spirytus, oraz zakładów tłuszczowych. Tu karty rozdaje Aleksander Gudzowaty.

Oddala się też nieco w czasie perspektywa mocno korupcjogennego rozdziału limitów i koncesji, którymi zająć się ma Ministerstwo Rolnictwa, a więc znów ludzie PSL.

Polityka 4.2003 (2385) z dnia 25.01.2003; Komentarze; s. 18
Reklama