Archiwum Polityki

Hydra Gombrowicz

Wraca Witold Gombrowicz, o którym w ostatnich latach trochę zapomnieliśmy. Ale w toczącej się debacie o Polsce i polskości w zjednoczonej Europie nie mogło zabraknąć jego głosu. Brzmi współcześnie.

W krakowskim Starym Teatrze odbyła się właśnie premiera spektaklu „Tango Gombrowicz”. Mikołaj Grabowski kontynuuje nim swoją polemikę z polskością, którą przed laty rozpoczął „Opisem obyczajów” według ks. Jędrzeja Kitowicza. W latach 80. pokazał „Trans-Atlantyk”, w połowie lat 90. dla telewizji reżyserował „Dzienniki”, dziś łączy te dzieła na scenie Starego Teatru udowadniając, że kolejne pokolenia mają prawo być przekonane, iż Gombrowicz mówi właśnie do nich.

Ojczyzna czy synczyzna?

Krakowski spektakl to przede wszystkim koncert czterech aktorów. Gombrowicza grają Jerzy Trela (Gombrowicz stary, myślący o sprawach ostatecznych), Jan Frycz (młody, zaczepny), Krzysztof Globisz (zabawowy gawędziarz), Jan Peszek (Gombrowicz przeżywający kłopoty z własną tożsamością). Dzięki temu zabiegowi na scenie mieni się Gombrowicz – Proteusz, zakładający różne maski, przybierający różne role społeczne, pozy i miny. Aktorzy są Gombrowiczem i jednocześnie sobą. Stoją za nimi postacie, w które się kiedyś wcielali, ich twarze niosą, a raczej mogłyby nieść dodatkowe znaczenia. Peszek był niegdyś Gonzalem, Jerzy Trela to niezapomniany Konrad w „Dziadach” Swinarskiego. Ale rozczaruje się ten, kto liczy, iż usłyszy Wielką Improwizację ? rebours. Grabowski w swoich rozważaniach na temat polskości konsekwentnie pomija utwory romantyczne. Woli sięgać do tekstów wcześniejszych i dwudziestowiecznych, by budować portret Polaków prawdziwy. „Trans-Atlantyk” można uznać za współczesną kontynuację wspomnianego „Opisu obyczajów”, który Grabowski przed laty wyreżyserował w Teatrze Stu. Ale zamiast wykorzystać do swoich porachunków z okresem snów o wielkości świetnego Jerzego Trelę – Gombrowicza, i zarazem aktora, który uosabiał romantyczny mit – reżyser każe mu wygłaszać długi monolog będący publicystyczną wykładnią poglądów autora.

Polityka 4.2003 (2385) z dnia 25.01.2003; Kultura; s. 62
Reklama