Ilu jest bogatych?
Ministerstwo Finansów podaje, że prawie 4 proc. Polaków zarabia rocznie od 25 tys. do 50 tys. zł (czyli powyżej 2 tys. miesięcznie – co jest bogactwem raczej umiarkowanym), a więcej 1,2 proc.
Oznaczałoby to zatem grupę ok. 250 tys. podatników, która bez trudu odkłada z pensji i stać ją na jakieś finansowe ekstrawagancje. Z analizy rynku luksusowych samochodów wynika z kolei, że grupa „solidnie bogatych” liczy w Polsce 100–150 tys. osób. Są wśród nich weterani prywatnej inicjatywy czasów PRL oraz nowi bogaci, którzy kiedyś zareagowali na wolny rynek rozwojem handlu chodnikowego, a potem ewoluowali razem ze swoimi firmami. Przedsiębiorcy traktują bogactwo z mniejszą ostentacją, żyją na wysokiej stopie, ale zarobione pieniądze głównie inwestują. Menedżerowie dużych zachodnich firm i ich filii, sektor bankowy, doradcy finansowi, wzięci prawnicy mogą sobie pozwolić na luksus swobodnego dysponowania gotówką. Podobnie jak ci, którzy dorobili się wielkich pieniędzy obok prawa.
Co to znaczy: wielkie pieniądze? Pierwszy na liście 500 najbogatszych ludzi w Polsce, publikowanej przez miesięcznik „Home & Market” – Jan Kulczyk zgromadził 1,449 mld dol., to znaczy na tyle oceniana jest wartość udziałów w firmach, które posiada. Zamyka listę Wiesław Ekiert z kapitałem wartości 3 mln dol. Przyjmijmy więc, że przepustką do luksusu jest dziś – jak kiedyś w Ameryce – milion dolarów majątku. Takich osób jest w Polsce zapewne kilka tysięcy. To wciąż bardzo wąska warstwa.
W przeciwieństwie do biednych, których także w Polsce więcej, im głębiej zanurzamy się w kapitalizm, bogatych nie widać na ulicach. Bogactwo jest dyskretne: chowa się za przyciemnianymi szybami limuzyn, spotyka we własnym gronie, wznosi pałace pamiętając o wysokich ogrodzeniach, robi zakupy w butikach, w których ceny peszą większość społeczeństwa, kupuje dzieła sztuki – to nowa gorączka bogaczy – za sumy abstrakcyjne dla ogółu.