Archiwum Polityki

Podatek od zbytku

Po którym zerze na koncie zaczyna się bogactwo? Po jakiej marce samochodu lub zegarka poznać bogatego? Po jak bardzo szerokim geście? Pod koniec czerwca kilkunastu posłów różnych opcji zgodnie złożyło w Sejmie projekt zmiany ordynacji podatkowej, która – jak się pewnie pomysłodawcom wydaje – da prostą odpowiedź na trudne pytanie, co jest prawdziwym zbytkiem i luksusem. Projekt ten zakłada, że dotychczas ukrywane przez obywateli dochody obłoży się podatkiem dochodowym, a najbogatszych obejmie się obowiązkiem składania deklaracji majątkowych. Nie pierwszy to pomysł, by uszczknąć nieco bogatym i napiętnować luksus. Nieprzypadkowo pojawia się w czasie przedwyborczej gorączki. Pada na żyzny grunt, bo Polacy swoich bogatych wciąż niezbyt lubią, chętniej w nich widzą krwiopijców i szalbierzy niż ludzi, którzy doszli do majątku pracą i talentami. Ale też z biegiem lat coraz powszechniej akceptują ich jako kapitalistyczną oczywistość. Sami bogaci, rzecz jasna, przeciw projektowanym zmianom oponują. Tym bardziej to naturalne, że są bogatymi bardzo świeżej daty, na dobrą sprawę uczą się dopiero nimi być. Toteż polski luksus ma swojski, ciekawy rys.

Ilu jest bogatych?

Ministerstwo Finansów podaje, że prawie 4 proc. Polaków zarabia rocznie od 25 tys. do 50 tys. zł (czyli powyżej 2 tys. miesięcznie – co jest bogactwem raczej umiarkowanym), a więcej 1,2 proc.

Oznaczałoby to zatem grupę ok. 250 tys. podatników, która bez trudu odkłada z pensji i stać ją na jakieś finansowe ekstrawagancje. Z analizy rynku luksusowych samochodów wynika z kolei, że grupa „solidnie bogatych” liczy w Polsce 100–150 tys. osób. Są wśród nich weterani prywatnej inicjatywy czasów PRL oraz nowi bogaci, którzy kiedyś zareagowali na wolny rynek rozwojem handlu chodnikowego, a potem ewoluowali razem ze swoimi firmami. Przedsiębiorcy traktują bogactwo z mniejszą ostentacją, żyją na wysokiej stopie, ale zarobione pieniądze głównie inwestują. Menedżerowie dużych zachodnich firm i ich filii, sektor bankowy, doradcy finansowi, wzięci prawnicy mogą sobie pozwolić na luksus swobodnego dysponowania gotówką. Podobnie jak ci, którzy dorobili się wielkich pieniędzy obok prawa.

Co to znaczy: wielkie pieniądze? Pierwszy na liście 500 najbogatszych ludzi w Polsce, publikowanej przez miesięcznik „Home & Market” – Jan Kulczyk zgromadził 1,449 mld dol., to znaczy na tyle oceniana jest wartość udziałów w firmach, które posiada. Zamyka listę Wiesław Ekiert z kapitałem wartości 3 mln dol. Przyjmijmy więc, że przepustką do luksusu jest dziś – jak kiedyś w Ameryce – milion dolarów majątku. Takich osób jest w Polsce zapewne kilka tysięcy. To wciąż bardzo wąska warstwa.

W przeciwieństwie do biednych, których także w Polsce więcej, im głębiej zanurzamy się w kapitalizm, bogatych nie widać na ulicach. Bogactwo jest dyskretne: chowa się za przyciemnianymi szybami limuzyn, spotyka we własnym gronie, wznosi pałace pamiętając o wysokich ogrodzeniach, robi zakupy w butikach, w których ceny peszą większość społeczeństwa, kupuje dzieła sztuki – to nowa gorączka bogaczy – za sumy abstrakcyjne dla ogółu.

Polityka 34.2000 (2259) z dnia 19.08.2000; Raport; s. 3
Reklama