Archiwum Polityki

Hollywood burzy się

Trudno w to uwierzyć pamiętając niedawną ceremonię Oscarów – suknie po kilka tysięcy dolarów, jeszcze droższą biżuterię i rozciągnięte w uśmiechu twarze odbiorców złotych statuetek. Przyszłoroczne Oscary mogą jednak wyglądać zupełnie inaczej, jeśli dojdzie do strajku, którym grożą scenarzyści i aktorzy. Pierwsi mogą przerwać pracę już 1 maja, drudzy 1 lipca. Wtedy bowiem wygasają kontrakty podpisane przez związki zawodowe reprezentujące interesy obu tych grup z wytwórniami filmowymi.

Filmowa stolica świata kojarzy się na ogół z gażami w wysokości 15–20 mln dolarów, jakie otrzymują za zagranie w filmie Julia Roberts, Harrison Ford czy Jim Carrey, rzadko z kłopotami finansowymi. Kłopoty nie są zresztą w tym wypadku właściwym słowem. Grożący strajkiem na pewno nie przymierają z głodu, chcą natomiast – jak twierdzą – bardziej sprawiedliwego podziału zysków, których lwia część trafia na konta wielkich wytwórni filmowych. Przedmiotem negocjacji, które toczą się z przerwami od kilku miesięcy, są dochody ze sprzedaży kaset wideo, DVD i projekcji filmów wyświetlanych w telewizji oraz sprzedanych za granicę. Poprzednie warunki, które wynegocjowane zostały w latach osiemdziesiątych, scenarzyści oraz aktorzy uważają za krzywdzące.

„W porównaniu z tym, co produkujemy dla wielkich korporacji, które nas zatrudniają, jesteśmy eksploatowani bardziej niż górnicy śląskich kopalń” – napisał w liście otwartym scenarzysta Harry Shearer. Licząca 11 tys. członków Gildia Amerykańskich Scenarzystów chce zwiększenia przypadającej na nich części dochodów pochodzących z tzw. drugorzędnej sprzedaży o ponad 11 proc. Rozmowy utknęły w martwym punkcie w marcu, kiedy okazało się, że różnica między zadaniami scenarzystów a ofertą wytwórni filmowych przedstawiona przez Związek Producentów Filmowych i Telewizyjnych wynosi niebagatelne 100 mln dol.

Ale nie chodzi tylko o pieniądze. Najbardziej wzięci autorzy nie mają na ogół problemu z uzyskaniem za scenariusz nawet 2 mln dol., a sięgające kilkuset tysięcy miesięcznie zarobki nie są niczym wyjątkowym. Głównym powodem, dla którego negocjacje są tak trudne, jest zraniona duma. Już w latach trzydziestych i czterdziestych sławni, tacy jak William Faulkner, Raymond Chandler czy Scott Fitzgerald, skarżyli się, że ich scenariusze są zmieniane bez ich zgody i że są ignorowani przez gwiazdy filmowe, producentów i reżyserów.

Polityka 17.2001 (2295) z dnia 28.04.2001; Kultura; s. 56
Reklama