Archiwum Polityki

Pączki na wernisaż

Terminu "sponsorat" używa się dziś w Polsce jak wytrychu wszędzie tam, gdzie do kultury płyną pieniądze inne niż państwowe. Sponsorem jest Karolina Lanckorońska przekazująca w darze na Wawel i do Zamku Królewskiego w Warszawie swoje wspaniałe zbiory, ale sponsorem jest też firma wypożyczająca samochody do filmu. Tymczasem nie o niuanse tu chodzi, ale o zasadnicze różnice motywacji szlachetnych donatorów.

Najwięcej nieporozumień towarzyszyło prekursorowi postsocjalistycznego wykładania prywatnych pieniędzy na kulturę - Wiktorowi Kubiakowi. Za wyprodukowanie musicalu "Metro" liczne media okrzyknęły go sponsorem, choć była to klasyczna - choć w ogólnym rozrachunku ekonomicznym chybiona - inwestycja. Poza pojedynczymi przypadkami (na przykład Wojciech Fibak współfinansujący "Psy 2") ci, którzy mają w kraju pieniądze, nie traktują kultury jako obszaru dochodowego, a siebie jako potencjalnych producentów filmów, widowisk muzycznych czy teatralnych. W tego typu mariażu sztuka i biznes ciągle jeszcze się u nas nie połączyły. Na ile jednak udział finansowy Okocimia czy Kredyt Banku w realizacji "Ogniem i mieczem" jest interesem, chwytem reklamowym czy gestem mecenasa - doprawdy trudno powiedzieć.

Dość często zdarza się, że kultura traktowana jest jako obszar mniej lub bardziej zakamuflowanej reklamy. Dotyczy to przede wszystkim - z jednej strony - szeroko rozumianej rozrywki, głównie muzyki rockowej, z drugiej zaś - koncernów produkujących papierosy, piwo i inne napoje. Nie miłość do muzyki, ale chęć kuszenia najbardziej wdzięcznego młodocianego klienta powoduje ich hojność w dofinansowywaniu koncertów gwiazd estrady. Można się zżymać na to wyrachowanie. Ale można też i cieszyć, bo bez finansowego wsparcia browaru Elbrewery nie obejrzelibyśmy zapewne w Polsce Stinga i U2, bez Coca-Coli - Eltona Johna, a bez Pepsi - zespołu Aerosmith. Co ciekawe, w ostatnich latach bogate firmy zamiast "podłączać się" pod różne masowe imprezy, coraz częściej organizują je same, wychodząc zapewne z założenia, że skoro płacą, to po cóż mają dzielić się splendorem.

Medyceusze i żebracy

Na przeciwległym końcu sytuuje się klasyczny, bezinteresowny mecenat. Realizują go przede wszystkim fundacje.

Polityka 26.1998 (2147) z dnia 27.06.1998; Kultura; s. 50
Reklama