Pośpiech, determinacja, a zwłaszcza niejasny charakter transakcji budzą masę spekulacji. Jaką grę prowadzi minister skarbu? Czy za wszelką cenę chce wykonać plan prywatyzacyjny? A może chodzi o wywiązanie się z politycznych zobowiązań, zapewnienie gospodarczego zaplecza na okres po wyborach albo też postawienie następców przed faktami dokonanymi?
Oferta z Wiednia
Pomysł sprzedaży 17,5 proc. akcji PKN Orlen pojawił się niespodziewanie na przełomie maja i czerwca tego roku. Pierwotnie zakładano, że akcje znajdujące się w rękach Nafty Polskiej, spółki pełniącej funkcję agencji prywatyzacyjnej branży paliwowej, trafią na giełdę, ale okazało się, że znalazł się chętny nabywca. Był nim koncern OMV, austriacki bliźniak Orlenu. Podobnie jak płocka spółka, OMV to sprywatyzowany państwowy monopolista, którego spory pakiet akcji wciąż jeszcze należy do austriackiego państwa.
Szefowie obu spółek łatwo znaleźli wspólny język i doszli do wniosku, że są skazani na współpracę. Związek obu firm może, ich zdaniem, wyzwolić niezwykłą synergię i sprawi, że OMV wspólnie z Orlenem staną się głównym graczem na środkowoeuropejskim rynku paliwowym. Ten sojusz miał zostać przypieczętowany wymianą akcji: na początek OMV miał kupić 17,5 proc. akcji Orlenu, a potem płocka spółka miała zafundować sobie pakiet akcji wiedeńczyków. Prezes Modrzejewski łatwo zaraził entuzjazmem do tego projektu minister skarbu Aldonę Kamelę-Sowińską. W jednym z wywiadów prasowych mówiła z przejęciem: „Po raz pierwszy w ciągu 11 lat polskiej prywatyzacji krajowy podmiot kupi akcje państwowej spółki innego kraju, wejdzie jako jej współwłaściciel, będzie ją także kontrolował i korzystał ze wspólnego, połączonego kapitału. To będzie przykład nowej jakościowo prywatyzacji. Prywatyzacji, w której Polska nie tylko sprzedaje, ale także staje się właścicielem”.