Archiwum Polityki

Jak to się robi w Irlandii

Polscy lekarze pracujący w Irlandii mówią o tym, jakie tamtejsze rozwiązania warto przeszczepić polskiej służbie zdrowia.

W budżetach Polski i Irlandii podobną część dochodu narodowego przeznacza się na służbę zdrowia: nieco ponad 4 proc., ale łatwo wyliczyć, że w Irlandii jest to ponad 5,5 raza więcej. Tam PKB per capita to 36,2 tys. euro, w Polsce 6,5 tys. euro. Tam średni miesięczny zarobek brutto to 2,6 tys. euro, u nas – 700 euro. Co nie znaczy, że wyższość irlandzkiej służby zdrowia nad polską polega tylko na nakładach finansowych. Największe wrażenie robią rozwiązania proste i logiczne.

Płatne wejście do systemu.

W Irlandii pacjent przychodzi do swojego lekarza rodzinnego (GP – General Practitioner), do ambulatorium lub do szpitala i na dzień dobry płaci 40–60 euro tzw. enter fee. To opłata początkowa za wejście do systemu.

Opłata za pierwszy kontakt z lekarzem zniechęca maruderów i przychodzą tylko naprawdę chorzy – dr Janusz Mężyński, lat 34, onkolog, w Irlandii od dwóch lat, widziałby taką opłatę i w Polsce. Dostosowaną, rzecz jasna, do realiów. U nas od lat mówi się o 5 zł płaconych przy wejściu, ale wszyscy protestują. Bo jesteśmy przyzwyczajeni do iluzji bezpłatnego leczenia.

Karty dla najbiedniejszych.

Z enter fee zwolnieni są najbiedniejsi: posiadacze Medical Card oraz GP Visit Card. Do otrzymania Medical Card kwalifikują się osoby, których dochody nie przekraczają 800 euro miesięcznie. Limit rośnie, gdy ktoś ma dzieci, gdy wynajmuje mieszkanie oraz gdy pracuje (do 1200 euro). Darmowy pakiet usług obejmuje pobyt w szpitalu i wszelkie usługi szpitalne, darmowe leki, wszystkie usługi oferowane przez przychodnie publiczne (wraz z poradami specjalistów), usługi oraz aparaty dentystyczne, optyczne i słuchowe, opiekę medyczną nad kobietą ciężarną oraz niemowlęciem, cały zestaw usług opieki społecznej.

Polityka 30.2007 (2614) z dnia 28.07.2007; Ludzie; s. 78
Reklama