Jan Paweł II działał z chirurgiczną precyzją. Identyfikował fundamentalne problemy polskiej sytuacji, nazywał je, udzielał odpowiedzi. Za każdym razem odwiedzając Polskę z wielkiego stosu różnych ludzkich bolączek wyciągał kamień prawdy, którego poruszenie powodowało lawinę. Kiedy przed Sierpniem mówił o odnowieniu oblicza tej ziemi, a po stanie wojennym przypominał, że każdy ma swoje Westerplatte, gdy w latach transformacji i wyścigu szczurów opowiadał Polakom o błogosławieństwach odwracających materialny czy racjonalny porządek tego świata, stawiał przed nami zadania i dawał prognozę lub przestrogę.
Po latach przekonamy się, czy podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski Benedykt XVI sprostał tej tradycji. Wiele jednak wskazuje, że papież zdawał sobie sprawę, iż nawet jeśli jego pielgrzymka nie spowoduje zasadniczego przełomu, to zbieg okoliczności albo zrządzenie Opatrzności sprawia, że cztery papieskie dni mogą się okazać kamieniem granicznym między rzeczywistością Trzeciej a projektem Czwartej Rzeczpospolitej. Może też dlatego B16 mówił do nas tak, jak się mówi do ludzi stojących na progu, bo z perspektywy papieża cały współczesny świat stoi na jakimś progu. Ale chyba jednak papież mówił do nas o progu, na którym my stoimy. Nawet jeżeli ów próg jest częścią jakiejś większej całości. A może to my słuchaliśmy go jak ludzie stojący na progu?
Gdy B16 się zbliżał, eskadra B52 już rozgrzewała silniki. Próbne bombardowanie odbyło się w przededniu lądowania papieża. Sprawa ks. Michała Czajkowskiego, spektakularne aresztowania w Ministerstwie Finansów, czystki i zapowiedzi czystek w różnych instytucjach. Zmasowany nalot został powstrzymany, by nie psuć atmosfery pielgrzymki, ale gdy B16 startował do Watykanu, eskadry B52 tylko czekały na rozkaz, by ruszyć do boju.