Archiwum Polityki

Rzym się pali

– My sobie jeszcze nie zdajemy sprawy, w jakim przedsięwzięciu bierzemy udział – mówił Jerzy Kawalerowicz na poprzedzającej światową premierę „Quo vadis” konferencji prasowej, zorganizowanej w hotelu nieopodal watykańskiej bazyliki, gdzie niegdyś znajdował się cyrk Nerona. – Jest w tym symbolika i okazja do refleksji – dodał, komentując udział w projekcji papieża Polaka, dwieście sześćdziesiątego czwartego następcy św. Piotra, który to apostoł miał się wkrótce pokazać na ekranie w auli Pawła VI.

Z pewnością była to premiera wyjątkowa. Ale sam film też nie jest zwykły z wielu powodów, również dlatego, że to najdroższa produkcja w dziejach polskiej kinematografii. I choć suma wydanych pieniędzy (18 mln dolarów) może nie zrobiłaby na możnych Hollywoodu wielkiego wrażenia, to jednak rozmach inscenizacyjny zasługuje na szacunek. Ale o wszystkich tych niezwykłych okolicznościach, także o obecności w auli czcigodnego gościa, trzeba zapomnieć, kiedy gasną światła i zaczyna się projekcja.

Początek filmu jest bardzo dobry: najpierw oglądamy zewnętrzne mury amfiteatru, za którym zapewne rozgrywają się igrzyska, słychać bowiem okrzyki „Ave Caesar!”, na tym tle pojawiają się napisy czołowe. Następnie pokazuje się pierwsza i najważniejsza postać filmu, czyli Petroniusz, masowany właśnie przez niewolników. Nastrój spokoju i błogości patrycjuszowskiego domu zakłóca tupot żołnierskich buciorów nadchodzącego Winicjusza. Już wiemy, że bohaterowie pochodzą z różnych światów. Później mamy pewien kłopot, zaczyna się bowiem, trwający przynajmniej pół godziny, ciąg statycznych scen, które wprowadzają kolejne postaci i wątki. Także pod względem czysto filmowym ta część wypada najsłabiej. Reżyser, tak jak obiecywał, wiernie filmuje kolejne rozdziały książki, można się jednak obawiać, że młodszego widza, który widział wcześniej „Gladiatora”, ta zbyt długo rozpędzająca się maszyneria filmowa po prostu zniechęci.

Naprawdę wielkie kino zaczyna się od sekwencji pożaru Rzymu, który „pali się jak cholera”, by zacytować słowa reżysera z drukowanego przed tygodniem na tych łamach wywiadu. Radziłbym jednak wyciąć, najlepiej jeszcze przed krajową premierą, krótkie ujęcie ukazujące, z punktu widzenia Winicjusza, płonące miasto, bo przypomina to tani efekt podpalonej papierowej makiety.

Polityka 36.2001 (2314) z dnia 08.09.2001; Wydarzenia; s. 16
Reklama