Archiwum Polityki

Moje świadectwo z Łęcznej

Adam Krzemiński ogłosił niedawno na łamach „Polityki” apel wzywający Andrzeja Wajdę, by zrobił film o Jedwabnem. Wajda odpowiedział podając przyczyny, dla których takiego filmu nie nakręci. Chciałbym i ja w związku z tą sprawą podzielić się osobistą refleksją.

W związku z tragedią w Jedwabnem pewna myśl nie daje mi spokoju. Mianowicie, dlaczego podobne zajścia nie zdarzyły się w Zemborzycach, w Mentowie, w Motyczu, w Świdniku, w Kraśniku, w Janowie i w blisko dwustu podobnych miejscowościach na Lubelszczyźnie? Pytanie to ma dla mnie znaczenie, ponieważ pochodzę z tego terenu i spędziłem tam wojnę i okupację. W przeciwieństwie do Polski Zachodniej, gdzie ludność była narodowo jednolita, w naszej okolicy żyło wiele nacji. W mojej miejscowości, prócz Polaków i Żydów, byli Białorusini, Ukraińcy, Rosjanie staroobrzędowi filiponi, Rosjanie napływowi po 1917 r., zaś nad rzeką stale obozowali Cyganie. Stan ten trwał od wielu lat i nawet od pokoleń; był rezultatem Unii Lubelskiej, której granica tędy przebiegała i która, nawiasem mówiąc, nigdy nie była anulowana do tej pory; jej pomnik wciąż stoi w Lublinie.

W tej sytuacji obecność osób innej religii i obyczajów była oczywistością, nad którą się nie zastanawiano. W szkole siedziałem w jednej ławce (były dwuosobowe) z Heniem Frydlenderem, żyjącym obecnie w Paryżu; jego ojciec był krawcem, u niego wuj, który mnie wychowywał, szył sobie garnitury. Stary poczciwy ksiądz Ziółkowski, gdy wchodził do klasy na religię, która z reguły bywała ostatnia w ciągu dnia, zawiadamiał: „Uczniowie starozakonni nie są obowiązani uczestniczyć w lekcji”, co znaczyło, że jeśli sobie życzą, mogą pozostać, z czego oczywiście nie korzystali, bo jaki uczniak będzie siedział w szkole, jeśli nie musi; wychodzili i patrzyliśmy na nich z zazdrością.

Oczywiście zdawaliśmy sobie sprawę, że są Żydami, podobnie jak oni wiedzieli, że jesteśmy rzymskimi katolikami, zaś byli tam jeszcze grekokatolicy, unici i także prawosławni, i tak już było; nikt się nad tym nie zastanawiał, byłby to sposób myślenia niepotrzebny, więc nieuprawiany.

Polityka 36.2001 (2314) z dnia 08.09.2001; Kultura; s. 52
Reklama