Archiwum Polityki

Mieszanie i bujanie

38 Sopot Festival, TVP 1

Na sierpniowe festiwale urządzane w Operze Leśnej częściej się narzeka niż się je chwali. Kiedyś narzekano słusznie na zbyt liczną reprezentację amatorów wśród zachodnich wykonawców, potem równie słusznie na mało klarowną formułę ni to konkursową, ni to promocyjną. Dziś nikt nie ma wątpliwości, iż jest to w skali europejskiej impreza marginalna, ważna wszak dla organizatora, czyli TVP, bo niezmiennie przyciąga przed ekrany masy polskich telewidzów.

W tym roku wzorem edycji sprzed lat dwóch postawiono na folk. Jak wiadomo muzyka określona tą nazwą podoba się w Polsce ogromnie. Każde dziecko u nas wie, kto to są Brathanki, bracia Golec tudzież Goran Bregović. Oto dlaczego najważniejszą odsłoną pierwszego dnia festiwalu miał być właśnie recital orkiestry Bregovicia z Krzysztofem Krawczykiem. Z anonsowanej od wielu miesięcy płyty Bregovicia i Krawczyka znaliśmy dotychczas tylko jedną piosenkę – „Mój przyjacielu”. W Sopocie Krawczyk zaśpiewał jeszcze trzy: skoczną „Ojda, ojda” oraz dwie rzewne ballady, które do tytułu całego piątkowego koncertu („Muzyka świata”) miały się, szczerze mówiąc, nijak.

„Muzyka świata” (World Music) jest, co warto przypomnieć, nazwą dość konkretną, dotyczącą mianowicie nurtu reprezentowanego przez artystów eksperymentujących z różnymi odmianami muzyki etnicznej. Na świecie zajmował się czymś takim między innymi Don Cherry, Brian Eno (vide: jego studia nad muzyką afrykańską), w Polsce – Osjan, Kwartet Jorgi, Wojciech Waglewski, a ostatnio zespół Drum Freaks. W tym roku w Sopocie rzeczona nazwa pasowała na dobrą sprawę jedynie do znakomitej Natashy Atlas. Ta urodzona w Brukseli Egipcjanka zyskała sławę jako wokalistka londyńskiego zespołu Transglobal Underground. W Sopocie była niewątpliwie najjaśniejszym punktem piątkowego koncertu.

Polityka 35.2001 (2313) z dnia 01.09.2001; Tele Wizje; s. 83
Reklama