Trzy tygodnie szkoły między jedną a drugą przerwą to dla niektórych uczniów czas niejako w zawieszeniu, który szybko upływa na nicnierobieniu, dla innych – ostatnie dni gorączkowego poprawiania ocen semestralnych. – Te tygodnie w opinii nauczycieli są nijakie i trudne organizacyjnie – mówi Barbara Borkowska, dyrektor gimnazjum w Wasilkowie w województwie podlaskim, które ma ferie w pierwszym terminie. – Czas wystawiania ocen i ich poprawiania został bardzo skrócony. – Czasu jest rzeczywiście mało – dodaje dyrektor Marzenek Rysiński ze Społecznego Gimnazjum nr 4 w Białymstoku. – Ale w stosunku do innych szkolnych tygodni te styczniowe są niemal najgorętsze. Nie ma żadnego rozprężenia, bo klasyfikacja semestralna mobilizuje. Dopiero ostatni tydzień przed feriami, kiedy stopnie są już wystawione, jest luźniejszy. Idziemy wtedy z dziećmi do kina, teatru, organizujemy bal karnawałowy.
– Dla nas termin ferii nie ma żadnego znaczenia – mówi Anna Grabus, dyrektor szkoły podstawowej z klasami I–III w Szereniawie w województwie wielkopolskim (pierwszy termin ferii). – Dzieci dostają ocenę opisową, a ta nie kształtuje się przez trzy tygodnie.
– Faktycznie można odnieść wrażenie, że szkoły ciągle świętują, budują pomosty między jednym a drugim czasem wolnym – zastanawia się dyrektor Alina Głowacka ze Szkoły Podstawowej nr 87 w Poznaniu. – Może więc sensowniej byłoby organizować przerwy w większym rozbiciu.
Pomysł na przesunięcie ferii kuratorzy oświaty hurtem odrzucają: gdyby bowiem opóźnić wyznaczony w tym roku na 24 lutego koniec przerwy zimowej, drugie półrocze znacznie by się skurczyło, co dałoby się we znaki zwłaszcza maturzystom.