Jeśli jesteś matką lub ojcem dziecka w wieku szkolnym, prawdopodobnie narzekasz na rozciągnięte zimowe wolne dni, z którymi nie wiadomo, co zrobić i skąd wziąć na to pieniądze. Może czas na zmianę feryjnego harmonogramu.
Czy odpoczynek częściej, ale krócej, to klucz do lepszej regeneracji? Joanna Cieśla rozmawia z psychologiem Maciejem Frasunkiewiczem o tym, jak zaplanować przerwy, by uniknąć wypalenia i odzyskać energię.
Tradycję powinno się zmienić, a wręcz odrzucić, gdy nie służy już ludziom. Na ferie nie trzeba zasłużyć, one się po prostu dzieciom należą. Wolne w weekend już nie wystarcza.
W tym roku pierwszy termin ferii zimowych – najgorszy, bo tuż po świętach – wypadł w Dolnośląskiem, Mazowieckiem, Opolskiem i Zachodniopomorskiem. Ale chaotyczny rytm odpoczynku i wysiłku to utrapienie całej polskiej szkoły: nauczycieli, dzieci i rodziców.
W ośrodkach narciarskich praca wre cały rok, a zimową porą siedem dni w tygodniu przez okrągłą dobę. Wszystko, by przygotować trasy na kilka tygodni ferii. Zaglądamy tam, gdzie wstęp wzbroniony.
Tylko co dziewiąty rodzic (11 proc.) wyśle dziecko na zimową kolonię czy obóz. To mniej niż przed pandemią. Do odrobienia strat ostatnich trzech lat – o ile to w ogóle możliwe – jeszcze daleko, a w klientów i branżę turystyczną dodatkowo uderza wysoka inflacja.
Kończą się ferie dla dziecka, ale też dla matki albo ojca. Wracają lekcje online, wspólne pisanie sprawdzianów, podpowiadanie. Cała ta cholerna nauka, której rodzic nienawidzi.
Forsując nieżyciowe przepisy dotyczące ferii zimowych, partia rządząca zgotowała sobie bunt w gronie najwierniejszego elektoratu. Z Podhalem na szpicy.
W PiS już chyba czują: winter is coming. Reportaż Marcina Piątka z liczącego coraz większe straty Podhala od środy w kioskach w „Polityce” i we wtorek wieczorem na Polityka.pl.
To zimowi turyści roznieśli koronawirusa po kontynencie, więc operatorzy stoków robią wszystko, by tym razem przygotować się lepiej. Ich plany mogą jednak pokrzyżować politycy.