„Wyróżnikiem »Manowców polskiej prywatyzacji« – pisze w redagowanej przez siebie książce prof. Maria Jarosz – jest to, że dotyczy ona drugiej, »gorszej« strony prywatyzacji, która w przeciwieństwie do owej »lepszej« jest mało znana”. Można by z tej zapowiedzi wnosić, że ludzie w Polsce wiedzą o prywatyzacji majątku państwowego same dobre rzeczy.
A przecież jest zgoła inaczej. Dobrze, może nawet za dobrze znane są tylko manowce tego procesu. Zapominamy już, jak szydziliśmy z ociężałego i niegospodarnego stylu zarządzania wspólnym majątkiem z okresu PRL. Dziś – jakże często – znów wolimy, żeby się zmarnowało, niż żeby dostało się w czyjeś ręce. Sprzedaż nazywana jest wyprzedażą, media najchętniej donoszą o transakcjach aferalnych. Ilu pracowników prywatny właściciel zwalnia, jakie hale rozbiera – dowiadujemy się w głównych wiadomościach telewizyjnych; informacje o przedsiębiorstwie, które dawniej nie miało zbytu i jechało na stratach, a po prywatyzacji może nawet eksportować, podawane są drobnym drukiem na stronach gospodarczych. Wszyscy wiedzą, jak mało kapitalista zapłacił za kupioną fabrykę, prawie nikt nie wie, ile potem włożył w nią, żeby mogła żyć.
W rezultacie opinia Polaków na temat prywatyzacji jest coraz gorsza. Po dziesięciu latach kapitalizmu ponad 60 proc. obywateli pytanych przez CBOS uważa, że z prywatyzacji skorzystali cwaniacy i kapitał zagraniczny, a straciła większość obywateli i polska gospodarka.
Ośmiu członków Zespołu Badań Przekształceń Własnościowych przy Instytucie Studiów Politycznych PAN w „Manowcach prywatyzacji” podaje, z czym prywatyzacja jest najczęściej kojarzona: z korupcją, brakiem kontroli, konfliktami społecznymi.