W tegorocznej walce karnawału z postem wygrywa wstrzemięźliwość i umiarkowanie. W 1998 r. najdroższy bal odbywał się w Hotelu-pałacu Krześlice koło Poznania. W pięknych wnętrzach neogotyckiego pałacu, wybudowanego w drugiej połowie XIX w., można się było bawić za 3800 zł (z noclegiem) od pary, a bilety sprzedały się błyskawicznie. W tym roku cena za bal sylwestrowy wynosiła 2200 zł od dwóch osób. – I to był błąd z naszej strony – mówi Ewa Lelińska, specjalistka od marketingu. – Za wysoko wyceniliśmy bilety. W rezultacie na naszej sali balowej tańczyło 50 osób, a absolutne minimum to miało być 30 par. W tej sytuacji superbal, który ma się odbyć w Krześlicach w początkach lutego pod hasłem „Podróż dookoła świata” został wyceniony skromniej. Goście będą mogli spróbować gorących dań z czterech zakątków świata, a przekąsek z co najmniej dziesięciu regionów, i tańczyć w rytm muzyki etnicznej za 550 zł od pary. Jak dotąd sprzedano połowę biletów. – Może dlatego – pociesza się Lelińska – że na razie ludzie są zmęczeni po sylwestrze i jeszcze nie pomyśleli o następnej zabawie.
– Generalnie imprez jest mniej, są też o wiele skromniejsze – mówi Marek Sierocki, dziennikarz muzyczny, który po godzinach chętnie zasiada za konsoletą jako didżej. – Z moich obserwacji wynika jednak, że ludzie na imprezach bawią się coraz lepiej. Zostawiają zmartwienia w domu, są wyluzowani, pchają się na parkiet. Zdaniem Sierockiego, balowi bywalcy najchętniej tańczą przy muzyce z lat 70., nawet takiej, która w tamtych czasach była uznawana za lekko szmirowatą (Boney M.