Archiwum Polityki

Sylwester na orbicie

Co roku nieubłaganie mamy ten sam problem – gdzie spędzić sylwestra? A gdyby tak nadejście Nowego Roku uczcić w kosmosie? Dziś to nierealne marzenie, ale za parę lat... Wtedy problem pozostanie już tylko jeden – dobrze wypchany portfel.

Pierwszy rok nowego wieku i nowego tysiąclecia przyniósł wielką zmianę w historii podboju kosmosu. A wszystko za sprawą 61-letniego Dennisa Tito, Amerykanina włoskiego pochodzenia, który w młodości postanowił zostać astronautą. Temu marzeniu podporządkował karierę zawodową – kształcił się w dziedzinie budowy statków kosmicznych i nawet pracował w jednym z laboratoriów NASA, opracowując plany lotów bezzałogowych sond. Jednak astronautą nie udało mu się zostać.

Sfrustrowany Tito postanowił oddać się zarabianiu pieniędzy. Na doradztwie inwestycyjnym i operacjach giełdowych zbił majątek oceniany dziś na 260 mln dolarów. Gdy stał się bogaty, zdecydował po prostu kupić swoje młodzieńcze marzenie. Ponieważ jednak jego dawny pracodawca, czyli NASA, nie chciał brać na pokład promów kosmicznych wiekowych, ekscentrycznych milionerów, Tito zwrócił się do Rosjan. Ci przyjęli go z otwartymi ramionami, gdyż za przejażdżkę w kosmos oferował aż 20 mln dolarów.

Pierwszy turysta

Okrągłą sumkę od Dennisa Tito zainkasowała firma MirCorp, zarejestrowana w Amsterdamie międzynarodowa spółka, w której większościowy pakiet udziałów mają Rosjanie, a dokładnie państwowy koncern Energia produkujący rakiety kosmiczne. Nazwa firmy MirCorp nie jest zresztą przypadkowa, gdyż zamierzała ona wydzierżawić od Rosjan stację Mir i przekształcić ją w orbitalny hotel dla bogatych turystów, a jego pierwszym gościem miał być Tito. Kiedy jednak MirCorp zainkasowała pieniądze, prezydent Putin spłatał firmie figla: postanowił zlikwidować grożącego katastrofą Mira.

Skoro jednak słowo się rzekło, a pieniądze zainkasowano, Tito musiał polecieć w kosmos. Zamiast jednak na Mirze, wylądował na budowanej właśnie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej (ISS). Omal nie skończyło się to wielką awanturą, ponieważ Amerykanie nie chcieli wpuścić swojego obywatela na budowaną wspólnie z Rosjanami stację orbitalną.

Polityka 51.2001 (2329) z dnia 22.12.2001; Społeczeństwo; s. 138
Reklama