Archiwum Polityki

Niezbędnik emigranta

Wiele polskich firm żyje coraz lepiej dzięki rodakom wyjeżdżającym do pracy za granicą. A kolejne kombinują, jak uszczknąć coś dla siebie z 3,5 mld euro, które rocznie przysyłają oni do kraju.

Ponad połowa polis (grubo powyżej 100 tys.), jakie PZU sprzedał w pierwszym półroczu osobom udającym się za granicę, wykupiona została przez kandydatów na emigrantów.

Łatwo ich poznać, bo najczęściej kupują polisę na cały rok. Ubezpieczenie nazywa się turystycznie (wojażer), ale ma też opcję „ryzyko pracy” i to jest dla kupujących opcja najważniejsza. Dla ubezpieczyciela, bez zadawania pytań, jasne jest nawet, czy delikwent udaje się za granicę do pracy legalnej, czy – najczęściej – zamierza jej szukać na czarno. Wtedy bowiem istnieje poważne ryzyko, że rodak wyląduje na zmywaku.

Jedno ryzyko pociąga za sobą następne – wypadek w razie skaleczenia ostrym narzędziem lub tylko zetknięcia ze środkami chemicznymi. Albo upadek z dachu, co się naszym często zdarza. Krótko mówiąc, w takich przypadkach opcję „ryzyko pracy” należy rozszerzyć o nieco droższą „ryzyko związane z pracą fizyczną”. Dla legalnych jest mniej istotna, bo pracodawca ich ubezpieczy. Ale dla tych pracujących na czarno tylko polisa daje gwarancję, że wylądują – jeśli będzie trzeba – w szpitalu, a nie na bruku.

Dzisiejszy emigrant to najczęściej emigrant kwalifikowany.

Doskonale wie, że zanim wyjedzie, powinien zorganizować sobie choćby minimalną infrastrukturę ułatwiającą życie z dala od ojczyzny. Jednym z elementów jest właśnie polisa.

Emigrant początkujący próbuje jeszcze kombinować. Np. zarejestrować się w kraju jako bezrobotny, a potem wziąć zaświadczenie uprawniające do leczenia w Unii. Długo tak jednak nie pociągnie, bo statusu bezrobotnego z zagranicy utrzymać się nie da.

Ubezpieczycielom na klientach-emigrantach zależy bardzo, pod warunkiem jednak, że są zdrowi.

Polityka 35.2007 (2618) z dnia 01.09.2007; Rynek; s. 38
Reklama