Dźwiękowa sekwencja śmierci trwa półtorej minuty. Zaraz potem przejeżdża po torowisku pociąg i zapada cisza. Pasażerowie, którzy podziwiają akurat widoki w rezerwacie Stawy Broszkowskie na trasie Siedlce–Mińsk Mazowiecki, doznają szoku. Większość twierdzi, że ten dźwiękowy spektakl jest przerażający. Powtarza się już od czterech lat.
Główną rolę gra w nim urządzenie UOZ-1: walec o wysokości 110 cm i średnicy 30 cm, z perforowaną górną częścią. Takie walce są rozstawione co 70 m, po obu stronach torów na długości 52 km. Mają odstraszać zwierzęta, które swobodnie wędrują między różnymi kompleksami rezerwatu i otaczającymi go lasami, zarówno watahy dzików, sarnie rudle, jelenie, łosie, jak i drapieżniki.
– Urządzenie to oryginalny wynalazek polskich naukowców i konstruktorów – informuje Urszula Lesińska z zespołu rzecznika prasowego PKP Polskie Linie Kolejowe SA. Pomysłodawcą była prof. dr hab. Simona Kossak z Zakładu Lasów Naturalnych Instytutu Badań Leśnictwa w Białowieży. – Z koncepcją podobną do mojej jeszcze się nie spotkałam – powiedziała w jednym z wywiadów.
Urządzenie – mówiąc naukowo – emituje sygnały środowiskowe, wyzwalające reakcje popędowe: proste (na przykład zając widzi krążącego nad łąką jastrzębia i salwuje się ucieczką) lub złożone (zwierzę dostrzega drapieżnika bądź wyczuwa jego zapach, bądź też słyszy i też ucieka). Zwierzęta bowiem mają genetycznie zakodowany lęk przed śmiertelnym wrogiem.
Pierwsze w Polsce odstraszacze, te na linii kolejowej Mińsk Mazowiecki–Siedlce, ustawiono kierując się wynikami szczegółowej lustracji terenowej oraz po uzgodnieniach z pobliskimi nadleśnictwami. Najprostszą metodą sprawdzenia skuteczności odstraszaczy byłoby zainstalowanie na torowisku systemu kamer termowizyjnych zaopatrzonych w czujniki ruchu, co byłoby dość drogie.