W 1992 r. podczas transmitowanego na żywo festiwalu w Sopocie Kazik Staszewski, ku zaskoczeniu realizatorów i publiczności, zażądał od Lecha Wałęsy w refrenie jednej z piosenek stu milionów, które prezydent nieopatrznie przyobiecał wyborcom. W „100 000 000” Kazik śpiewał: „Obiecałeś sto milionów, wyraźnie słyszałem/I minęło tyle czasu, ja nic nie dostałem (...) Wałęsa dawaj moje sto milionów”.
Na takie dictum prezydent Wałęsa odparł w swoim stylu, że czuje się dotknięty brakiem logiki w piosence, a „ten człowiek, który to śpiewał, mało rozumie, co się dzieje: że chciałem dać, ale nie mogłem, bo przeszkadzali mi, przeszkadzają i będą przeszkadzać”.
A Kazik, uwzględniwszy najwyraźniej wskaźnik inflacji, jakiś czas później nagrał „300 000 000”. Tam nastrój jest bardziej bojowy: „Bójta się i na sztorc kosa” wołają bezrobotni do „pajaców z pałacu”. Powiększyła się też – o premiera-chłopa Waldemara Pawlaka i wsławionego akcją Czyste Ręce Włodzimierza Cimoszewicza – lista adresatów, do których kierowana jest petycja: „Wałęsa dawaj moje trzysta milionów (...)/Waldemar dopłać do moich plonów (...)/Cimoszcze przynieś sprawiedliwość do domów”.
Dozorca z siekierą
Lech Wałęsa nie miał szczęścia nie tylko do Kazika. Jeśli ten bez wątpienia najważniejszy spośród rockowych kronikarzy naszych czasów wsłuchiwał się w głosy Polaków i mówił w ich imieniu bez taryfy ulgowej, to nieco inaczej byłego prezydenta opisał Krzysztof Skiba – wokalista i lider Big Cyca. W swoistej przypowieści „Nie wierzcie elektrykom” bohaterem jest „czarodziej z bajki/Co zrobił zwarcie gdzieś w centrali/Był to elektryk ze Stoczni Gdańskiej/I mówił byśmy mu zaufali”.