Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Lustracja koronna

Przed paroma tygodniami zjawił się u mnie młodzieniec z zapytaniem, czy nie podjąłbym się roli promotora jego pracy doktorskiej. Z niejakim zdziwieniem usłyszałem, iż ma ona dotyczyć możliwości wprowadzenia w Polsce monarchii. Gdy odpowiedziałem nieco wykrętnie, iż nie zajmuję się ani futurologią, ani też wiekiem XXI i politologią, petent dość surowo przywołał mnie do porządku, tłumacząc, iż wybrany przez niego temat ma poważne znaczenie zarówno praktyczno-gospodarcze jak i naukowe, albowiem nawiązuje do najlepszych tradycji szlacheckiej Rzeczypospolitej.

Instytucja monarchii pozwalałaby, zdaniem mojego rozmówcy, poczynić poważne oszczędności w tak przecież obolałym budżecie naszego państwa: odpadłyby wydatki na utrzymywanie Kancelarii Prezydenta, obecnie dublującej aparat rządowy. Na moją nieśmiałą uwagę, że i utrzymanie dworu królewskiego, a w tym samego monarchy, pociągnęłoby za sobą ekspensa, usłyszałem, iż lwia część dygnitarzy pełniłaby swe funkcje honorowo w przekonaniu, że spotkał ich niezmierny zaszczyt. Nie mogłem zaś powiedzieć, iż podobne rozwiązanie nie posiada precedensów w dziejach, skoro zarówno w antycznym Rzymie jak w służbie dyplomatycznej USA do niektórych urzędów zwykło się dopłacać. Jeśli zaś idzie o utrzymanie samego monarchy, to w charakterze współczesnych „królewszczyzn” mógłby on przejąć znaczną część dawnych PGR-ów. Tu jednak oblałem mego doktoranta in spe zimną wodą przypominając, że już w chwili obecnej dobra te wymagają stałej finansowej „opieki” ze strony Skarbu Państwa. Przyjął to, acz niechętnie, do wiadomości, ale upierał się, że zamiana Kancelarii Prezydenta na Dwór Nowych Piastów, Jagiellonów czy Wazów byłaby z ogromnym pożytkiem dla Skarbu Państwa. Natchniony wiarą w zdrowy rozsądek rodaków wyraził przekonanie, iż jeśli tylko rozpiszemy referendum, to olbrzymia większość wypowie się za przywróceniem monarchii. A stronnictwo polskich monarchistów w chwili obecnej, co tu ukrywać, dość nieliczne, zamieni się niemalże w „masową, milionową partię”, jak to niegdyś lubiano mówić i pisać. Ich organ zaś, wychodzący obecnie pod tytułem „Pro fide rege et lege” (Za wiarę, króla i prawo), dorówna pod względem nakładu „Gazecie Wyborczej” czy dawnej „Trybunie Ludu”...

Historycy, jak wiadomo, dzielą się najogólniej biorąc na dwa rodzaje.

Polityka 33.2001 (2311) z dnia 18.08.2001; Historia; s. 77
Reklama