Tenor Piotr Beczała odnosił już w swej karierze znaczące sukcesy w teatrach europejskich, w tym w mediolańskiej La Scali i londyńskiej Covent Garden, a w nowojorskiej Metropolitan Opera śpiewał jeszcze role księcia Mantui w „Rigoletcie” i Leńskiego w „Onieginie”. Kiedy jednak 7 lutego w nagłym zastępstwie zaśpiewał rolę Edgara w spektaklu „Łucji z Lammermoor”, transmitowanym bezpośrednio z Met nie tylko przez liczne radiofonie, ale i w technologii HD do kin w 35 krajach (w tym także w Polsce), jego pozycja wzrosła. Czym innym jest bowiem zachwycona publiczność na spektaklu i przychylne głosy krytyków, a czym innym obecność w tej samej chwili w kilkuset kinach na całym świecie. Wieczór oceniono jako polski triumf również dlatego, że w spektaklu obok Beczały brał udział współpracujący stale z Met i bardzo tam lubiany baryton Mariusz Kwiecień (jako brat Łucji lord Ashton). Polski tandem wypadł tym lepiej, że primadonna spektaklu Anna Netrebko nie doszła jeszcze całkowicie do formy po urodzeniu dziecka i śpiewała poniżej swoich możliwości. Od publiczności Met dostała mniejsze brawa niż Beczała, który zdecydowanie stał się bohaterem wieczoru.
W ostatniej chwili
Gwiazdorstwo się mści. Netrebko zbyt szybko chciała powrócić do wcześniejszych triumfów; Rolando Villazón, który miał jej partnerować w tym spektaklu, przeżył na poprzednim przedstawieniu klęskę, okraszając rolę kiksami – po nadmiernej eksploatacji głos odmówił posłuszeństwa (nielitościwi operomani natychmiast rozpowszechnili odnośne fragmenty na YouTube wraz z pełnym usterek występem Netrebko). Meksykański tenor musiał więc zrezygnować z dalszych zaplanowanych występów.