Archiwum Polityki

Republika tajnych służb

Problem ze służbami specjalnymi polega na tym, że żyją w tak głębokiej konspiracji, iż same o sobie wiedzą niewiele, przez co zdarza się, że ludzie z jednej formacji następują na odciski funkcjonariuszom z konkurencji. Wszystko jest ściśle tajne: nazwiska, stopnie, jednostki organizacyjne, sprawy, jakimi się zajmują. To wymóg ustawy o ochronie informacji niejawnych – wyjaśnia człowiek z cichociemnej służby. Niekiedy jednak informacje niejawne stają się jawne – wówczas kiedy sami cichociemni puszczą w obieg tzw. przeciek, czyli dym. I wtedy opinia publiczna dowiaduje się, że aresztowany przez prokuraturę i sąd kapitan UOP to człowiek całkowicie niewinny, a asystent wiceministra obrony jest łapówkarzem. Wierzyć trzeba jednak na słowo, bo dowody też są tajne. W ten sposób ludzie sił specjalnych mogą wykosić każdego, z kim nie jest im po drodze. Teoretycznie służby działają pod kontrolą, więc nie ma powodu do niepokoju. Tak naprawdę jednak kontrola jest czysto iluzoryczna, w gruncie rzeczy nikt nie jest w stanie ogarnąć wszystkich działań służb i czuwać nad prawidłowością stosowanych przez nie procedur. A to już prawdziwy problem – jak zapanować nad służbami specjalnymi, aby ich siła – do pewnego momentu korzystna dla państwa – nie stawała się destrukcyjna i nie służyła ukrytym celom. Kto więc pilnuje sekretnych służb, kto wydaje im polecenia i wyznacza cele? Kto odpowiada za ich błędy?

Zdymisjonowany minister sprawiedliwości Lech Kaczyński w telewizyjnym wywiadzie oświadczył, że w Polsce działa nieformalny fanklub UOP-u. Członkiem tego fanklubu ma być według byłego ministra sam Jerzy Buzek. Kaczyński przedstawia sam siebie jako ofiarę potyczki z UOP. Na wniosek kierowanej przez niego prokuratury sąd postanowił o aresztowaniu wiceszefa delegatury UOP w Katowicach, co wywołało prawdziwą burzę. Zaprotestowali szefowie wszystkich delegatur. Ich zachowanie określono jako samowolne powołanie struktury poziomej w Urzędzie Ochrony Państwa, ale to chyba błędna diagnoza. Kto zna mentalność ludzi tajnych służb, wie, że taka „poziomka” bez wiedzy szefa UOP i jego przełożonego ministra-koordynatora Janusza Pałubickiego nie jest możliwa. Lech Kaczyński publicznie wyrażał swoje podejrzenia, sugerował, że sprawy zaszły już tak daleko, że tylko jakaś odważna decyzja premiera może konflikt rozładować. I premier podjął decyzję, zdymisjonował ministra sprawiedliwości.

Ostatnim trafionym przy pomocy służb specjalnych jest wiceminister obrony narodowej Romuald Szeremietiew. Pośrednio ciąży na nim zarzut o korupcję. W tym przypadku, jak się podejrzewa, UOP swoje rozdanie rozegrał znacznie sprytniej. Wojskowe Służby Informacyjne nie znalazły powodów do podejrzeń, chociaż to ich działka. UOP chciał udowodnić, że lepiej potrafi. Sprawę opisała prasa i zaczął się wyścig z czasem – podejrzanego asystenta wiceministra aresztowano na promie do Szwecji. Zatrzymali go funkcjonariusze UOP.

Sukcesy odnoszone przez Pałubickiego mogą okazać się jednak szkodliwe dla jego podwładnych. SLD już zapowiada: po wyborach służby specjalne dogłębnie zreformujemy, bo się wyrodziły. Likwidacji mają ulec Urząd Ochrony Państwa i Wojskowe Służby Informacyjne. W ich miejsce powstaną nowe instytucje: Agencja Wywiadu i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego (kontrwywiadu).

Polityka 29.2001 (2307) z dnia 21.07.2001; Raport; s. 3
Reklama