Pomysł stworzenia Muzeum Historii Polski wywołał poruszenie, ale i niepokój. Wyraża się on w pytaniu: Kto i z jakich pozycji tę historię opowie? Z jednej strony bowiem może w grę wchodzić bardzo doraźna potrzeba polityczna, prowadząca do takiej, a nie innej ideologizacji scenariusza wystawy. Z drugiej, bardzo zasadnicze różnice historiozoficzne wpływające na odmienne stawianie akcentów, inną hierarchizację problemów i wydarzeń, a zatem i ocenę zjawisk dziejowych (w Polsce to są np. różnice między koncepcjami piastowską i jagiellońską). Czy da się w ogóle stworzyć całościowe muzeum historii państwa, które opowiada bezstronnie dzieje, w wersji do przyjęcia przez różnorodnych odbiorców, spadkobierców odmiennych tradycji rodzinnych, etnicznych, ideowych, społecznych? O to pytamy prof. Daviesa.
Jacek Żakowski: – Próbuję sobie wyobrazić 11 listopada 2009 r.
Norman Davies: – Czyli za trzy lata.
Tak. Za trzy lata z okładem profesor Norman Davies po raz pierwszy przekracza próg otwartego właśnie Muzeum Historii Polski. I co widzi?
Nie wiem, co tam będzie. Wiem, że to muzeum to jest wielka szansa; że coś takiego jest bardzo potrzebne. Ale z drugiej strony jest bardzo niebezpieczne. Bo nieudane muzeum byłoby gorsze od próżni, która istnieje w tej chwili.
Gdzie pan widzi niebezpieczeństwo?
Na przykład, gdyby muzeum zamieniło się w świątynię polskich bohaterów – amerykański Hall of Fame (sala sławy) w polskim wydaniu. Wciąż jestem pod wrażeniem wycieczki po Warszawie, którą odbyłem z grupą amerykańskich turystów oprowadzanych przez przewodnika wyznaczonego przez miasto. To było porażające. Wszystko było wielkie, piękne, super, wspaniałe. Każdy Polak to był wielki król, bohater albo geniusz.