W gorszącym publicznym sporze między Urzędem Ochrony Państwa a prokuraturą (patrz s. 83) zabrał głos premier, oceniając, iż to prokuratura i minister sprawiedliwości Lech Kaczyński winni są zamieszania związanego z aresztowaniem wiceszefa katowickiej delegatury UOP. Premier – nie chcąc zapewne przysparzać Kaczyńskiemu aury męczennika – nie skorzystał jednak ze sposobności zdymisjonowania politycznego rywala. Oznacza to, że bracia Kaczyńscy nadal będą mogli budować polityczną pozycję swojego ugrupowania wokół ministra sprawiedliwości –prokuratora generalnego, którego aktywność budzi coraz więcej wątpliwości. Chodzi tu przede wszystkim o spektakularne akcje prokuratury, ogłaszającej na konferencjach prasowych kolejne kampanie (od sprawy gazociągu jamalskiego po handel wynikami piłkarskimi), które to akcje, w opinii prawników, mają raczej małe szanse zakończenia się aktami oskarżenia. Tak jest chyba i w sprawie katowickiego UOP, gdzie – zważywszy na tryb działania prokuratury – można wnosić, iż chodziło bardziej o publiczne upokorzenie UOP (rewanż za rzekome przecieki w sprawie Pineiro?) niż o zdemaskowanie nieuczciwego oficera. Jeśli urząd prokuratora generalnego jest jawnym narzędziem kampanii wyborczej, trzeba się obawiać, że ucierpi na tym prawo i sprawiedliwość. Nie mówiąc już o reputacji samej prokuratury.
Polityka
27.2001
(2305) z dnia 07.07.2001;
Komentarze;
s. 13
Reklama