Zapraszam na spacer po nieco innej Warszawie, gdzie nie będzie Wilanowa, Łazienek, Sejmu i Starówki, a pojawią się miejsca mniej znane lub zapomniane. Wędrówkę rozpoczniemy na południu Warszawy od pałacu w Natolinie. W 1945 r. przejęło go Muzeum Narodowe, które po renowacji pomieszczeń musiało pałac oddać na rządową rezydencję. W połowie lat 50. zaczął tu przyjeżdżać dygnitarski plebs, od szczebla wiceministra i zastępcy kierownika wydziału KC w górę. Modne stały się wyjazdy na wcześniej zamówione niedzielne obiady i spacery po angielskim parku. Z czasem upodobała sobie to miejsce jedna z partyjnych frakcji 1956 r., której członków zaczęto nazywać natolińczykami.
W latach 90. obiekt wydzierżawiono dwóm fundacjom krzewiącym idee europejskie (m.in. powołano tu filię Kolegium Europejskiego z Brugii). Pałac jest dziś w remoncie. Zza płotu widać rozbudowujące się zaplecze dydaktyczne i socjalne kolegium. Choć Natolina nie strzegą już nadwiślańczycy czy borowcy, a nowi gospodarze tak często odmieniają tu słowo Europa, to przed zwykłymi śmiertelnikami pałacowe bramy dalej są zamknięte. Masowe zwiedzanie mogłoby zaszkodzić żyjącym w parku sarnom, bobrom i borsukom.
Mieszkańcom Ursynowa wystarczyć powinien Las Kabacki i niedalekie wilanowskie błonia, gdzie na rozległych polach przy ul. Klimczaka stanąć ma Świątynia Opatrzności Bożej.
Kamień węgielny pod nią papież poświęcił jeszcze w 1999 r., ale dalej stoi tu tylko krzyż i tymczasowa kaplica. Budowa miała ruszyć w tym roku, ale prymas Józef Glemp uległ naciskom części księży oraz wiernych i odstąpił od realizacji wcześniej wybranego projektu „proekologicznej świątyni” autorstwa prof. Marka Budzyńskiego.
Na wilanowskich polach nie stanie więc „pogańska świątynia”– jak ją nazywają przeciwnicy tego projektu.