Protokół spisano na papierze kratkowanym, pismem pochyłym, czasem trudnym do odczytania. Jest krótki, stylistycznie mocno nieporadny, mieści się na kartce papieru, która nosi numer 00122. Oto świadek Aleksandra K. zamieszkała w Jedwabnem, gospodyni domowa, narodowości polskiej, wyznania rzymskokatolickiego, zeznaje co następuje: „Kiedy w 1941 r. wkroczyły wojska okupanta niemieckiego do m. Jedwabnego to ludność polska z niemcami przystąpiła do mordowania Żydów, gdzie wymordowali bardzo dużo osób przez spalenie w stodole, słyszałam, że z ludności polskiej brali udział niżej wymienione osoby. Słyszałam, że Kobrzeniecki Józef zam. w Jedwabnem zarżnął nożem osiemnaście Żydów, mówił to w moim mieszkaniu, kiedy stawiał piec”.
To zeznanie nigdy nie trafiło do sądu, nie było znane badaczom sprawy mordu w Jedwabnem. Należy do tego zespołu akt Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Łomży, które dopiero niedawno, z klauzulą tajności, trafiły do Instytutu Pamięci Narodowej i są obecnie odtajniane. „Polityka” publikuje je po raz pierwszy.
Czy stawiający piec u Aleksandry K. rzeczywiście zarżnął 18 Żydów, czy też tylko się przechwalał, nie wiadomo. Widać jedynie, że uznał, iż ma się czym pochwalić. W tej sprawie nie było dodatkowego śledztwa, nie było ekshumacji, która wskazałaby miejsce pochówku tych ofiar i ich rzeczywistą liczbę. UB nie przekazało tych zeznań prokuratorze i nie trafiły do sądu, gdyż – jak mówi prof. Witold Kulesza, dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu, która jest jednym z pionów IPN – nie dotyczyły spalenia w stodole, ale tego, co działo się obok, co już nie wchodziło w zasadniczy nurt łomżyńskiego procesu z 1949 r. (przed sądem oskarżone o zbrodnię w Jedwabnem stanęły 23 osoby, skazano 12).