Konflikt interesów był najłagodniejszym zarzutem postawionym w 1994 r. ówczesnemu premierowi przez lewicę. Zupełnie zaś zbladł na tle innych, dołączonych następnie przez prokuratorów – dotyczących korupcji i oszustw podatkowych. Z jeszcze większych armat ostrzelali lidera Forza Italia autorzy kilku książek o nim, oskarżając go o związki z mafią i pranie jej pieniędzy. Potwierdzeniem tych zarzutów miałoby być spektakularne zwycięstwo jego ugrupowania na Sycylii, zarówno w majowych wyborach parlamentarnych jak i samorządowych w końcu czerwca (wiadomo: mafia potrafi organizować elektorat).
Rządząca przez pięć ostatnich lat lewica apelowała wprawdzie do Berlusconiego, by zdecydował się, czy jest politykiem, czy biznesmenem, ale jej głos coraz bardziej słabł. Sprawa powróciła dopiero podczas ostatniej kampanii wyborczej. I znów lewica nawoływała do działania, a sam zainteresowany składał kolejne niekonkretne deklaracje. Najpierw zapowiedział, że ów konflikt interesów zostanie zażegnany natychmiast, gdy tylko wygra wybory. Po zwycięstwie, już jako premier, oświadczył natomiast, że zajmie się tym w ciągu stu pierwszych dni swych rządów, a kilka dni później ogłosił, iż stanie się to jeszcze przed wakacjami. Opozycyjną obecnie lewicę pyta, dlaczego nie doprowadziła do przyjęcia ustawy w tej sprawie wtedy, gdy miała większość głosów w parlamencie. To wasza wina – dodaje – bo przez swą niemoc decyzyjną utrzymaliście taki stan rzeczy. Poza tym ma po swojej stronie ustawę, zgodnie z którą każdy obywatel może posiadać maksymalnie trzy stacje telewizyjne. Każdy obywatel, a więc również polityk. Nie kryje jednocześnie, że on sam nie widzi żadnej sprzeczności w tym, że stoi na czele rządu i jest jednocześnie właścicielem ponad dwudziestu holdingów. – Osiemnastu milionom głosujących na mnie Włochów to nie przeszkadzało.