Archiwum Polityki

Model trzy plus jeden

Istnieją jeszcze plemiona, które podobno nie kojarzą prokreacji z seksem i przyjmują narodziny potomstwa po prostu jako dar boży. My jednak żyjemy w świecie, w którym na skutek nadmiaru wiedzy nic nie jest proste. Niemożność posiadania dzieci nie jest już jednak traktowana jak wyrok losu, lecz możliwa do pokonania przeszkoda, której obejście wymaga pewnej pomysłowości.

Kiedy na początku lat osiemdziesiątych Elizabeth i William Sternowie uznali, że z publicznie nieujawnionych powodów Elizabeth nie może mieć dzieci, zwrócili się o pomoc do nowojorskiego Ośrodka Bezpłodności. Za jego pośrednictwem William Stern poznał Mary Beth Whitehead, która zgodziła się być biologiczną matką jego potomka, czyli spełnić funkcję nazwaną przez niezastąpionego Stanisława Lema w jednej z jego opowieści „donosicielstwem”.

Przygoda ta zakończyła się dla wszystkich zainteresowanych dość niefortunnie, ponieważ Mary Whitehead tak przywiązała się do swej narodzonej ze sztucznej inseminacji córeczki, że trzeba ją było wydzierać siłą i sprawa zakończyła się serią słynnych procesów sądowych o prawa rodzicielskie do Baby M. Ostatecznie Sternowie dostali swe dziecko, które kosztowało ich, nie licząc kosztów sądowych, około 40 tys. dolarów – w tym 10 tys. było kosztem usługi zapłaconym Mary Whitehead, która otrzymała również prawo odwiedzania dziewczynki. Robert Wilentz, sędzia Sądu Najwyższego stanu New Jersey, który w 1988 r. podjął w tej sprawie decyzję, przyznając Sternom prawa rodzicielskie, napisał w swej opinii, że cała ich umowa z Mary Whitehead była „nielegalna, być może miała charakter kryminalny i była potencjalnie degradująca dla kobiet”. Czyż zatem położył tym samym kres praktykom płatnego donosicielstwa ludzkiego potomstwa? Bynajmniej.

Trzynaście lat po tej ważnej sądowej decyzji donosicielstwo kwitnie i nie budzi już dziś nawet zbytniego oburzenia feministek, których wiele uważało przypadek Baby M. za poniżającą formę niewolnictwa. Według szacunkowych danych, co roku w Stanach Zjednoczonych ciążowe donosicielki przynoszą na świat około 1000 dzieci, które oddają potem ich legalnym rodzicom. Ta nowa przychylność opinii publicznej wobec instytucji zastępczych matek jest jednak dobrze uzasadniona.

Polityka 28.2001 (2306) z dnia 14.07.2001; Nauka; s. 70
Reklama