Archiwum Polityki

Nasi nie nasi

Miroslaw Klose i Lukas Podolski stali się idolami Niemców. Temperatury uczuć nie zmniejszał nawet fakt, że obaj reprezentanci niemieckiej drużyny przyznawali się do podwójnego, polskiego i niemieckiego, obywatelstwa. Podolski i Klose przypomnieli o Polako-Niemcach albo – jak ich tu nazywają – Bekenntnispolen, czyli przyznających się do polskości.

Podolski i Klose należą do 1,2-milionowej grupy przesiedleńców z Polski, którzy – powołując się na swoje niemieckie korzenie – stali się obywatelami Republiki Federalnej. Ta grupa etnicznych emigrantów nie jest częścią Polonii wywodzącej się z emigracji ani tym bardziej polskiej mniejszości narodowej. Oni są przecież u siebie. Nie odczuwają tęsknoty za Polską rodem z „Latarnika”. Tak rozumiane narodowe sentymenty są im obce – nie przystają do ich sytuacji, odstręczają anachronizmem w globalizującej się, nowoczesnej i mobilnej Europie.

Po matce jestem Niemcem, po ojcu – Polakiem. Jestem więc Polako-Niemcem lub Niemco-Polakiem, dodatkowo Ślązakiem, z dokumentów obywatelem niemieckim i polskim, Europejczykiem – przedstawia się Jerzy Kamiński z Gliwic, który od trzydziestu lat żyje w Düsseldorfie. Za czasów Gierka wraz z żoną i dzieckiem – jak wiele ówczesnych młodych małżeństw – gniótł się w ciasnym mieszkaniu teściów, sfrustrowany odległą perspektywą własnego kąta. Wizyty krewnych z Vaterlandu, odszykowanych, kłujących w oczy Mercedesem, ale i deklarujących pomoc, pozwalały marzyć o lepszej przyszłości. – Śląsk słuchał „Deutsche Welle” i składał wnioski o wyjazd – wspomina Jerzy Kamiński. Wyjechał i on, w 1977 r., z żoną i malutkim synkiem, drugie dziecko było w drodze. Do Bundesrepubliki przeniosło się wówczas w ramach tzw. łączenia rodzin około 120 tys. osób, głównie ze Śląska. Było wśród nich niemało ludzi młodych, z dyplomami lub fachem w ręku. Niezły demograficzny zastrzyk dla starzejącego się niemieckiego społeczeństwa.

Exodus nabrał ponownie przyspieszenia w końcu lat 80.

Tylko między 1987 a 1990 r. opuściło Polskę prawie 580 tys.

Polityka 29.2006 (2563) z dnia 22.07.2006; Świat; s. 45
Reklama