Z tego, co wiem, pokazano tam 600 filmów, jest to jak niekończący się szwedzki stół, do którego rzucasz się z poczuciem, że nareszcie masz okazję zjeść wszystko, z dnia na dzień okazuje się jednak, że skrzynka odbiorcza mieści coraz mniej wiadomości, coraz częściej demonstrując komunikat boot error. To naprawdę przedziwne i czy ktoś wpadł na pomysł kompleksowych badań psychologicznych osób oglądających za dużo filmów? Mogę wyznać z doświadczeń własnych, że bulimia informacyjna i nadmiar przyswojonych fabuł powoduje galopującą cyklofrenię, histeryczne napady oratorskie u osób małomównych, dużą ilość fałszywych śladów pamięciowych, coraz częściej towarzyszy ci poczucie, że coś się stało, ale nie bardzo możesz sobie przypomnieć co, ale winisz za to innych, percepcja zaczyna posiadać narastające drzwi, cały czas coś się nie zgadza, zaczynasz wdawać się w nieuzasadnione awantury z osobą towarzyszącą, aż wreszcie w drodze powrotnej rozbijacie auto poprzez zderzenie czołowe z Polonezem Caro, prowadzonym przez Józefa K., który niespodziewanie stanął w poprzek na manowcach waszego losu zwanych trasą krajową 8, z półtora promila alkoholu we krwi. Przy czym świeżo nabyty relatywizm jest tak duży, a poczucie realności tych przykrych przecież zdarzeń tak wątłe, że w euforii wsiadacie do szczątków karoserii i jedziecie całą noc na lawecie, patrząc przez szyberdach na gwiazdy w poczuciu występowania w szczęśliwym zakończeniu nieznanego filmu Przemysława Wojcieszka.
Tak czy siak, nawet jeśli do karnetu na Erę powinien dołączany być xanax albo cokolwiek, co umożliwiłoby chociaż pobieżne kasowanie przepełnionej skrzynki odbiorczej, to impreza ta jest rzeczą wielką, europejską i niezwykle dopieszczoną organizacyjnie. Pochwałom i wyrazom zaskoczenia nie ma końca, ale ponieważ nie interesuję się hobbystycznie organizacją imprez masowych, skupię się raczej na filmach.