W rumuńskich Karpatach żyje kilka tysięcy niedźwiedzi. Polował na nie z zapałem dyktator Ceauşescu, polują teraz dewizowi myśliwi. Tymczasem zwierzęta coraz liczniej schodzą z gór do miast. Powstaje problem pokojowego współistnienia.
Matilda była wstrząśnięta. W całym Braszowie mówiono tylko o tym. Dzień wcześniej w okolicach miasta niedźwiedź rozszarpał jedną osobę, a dziewięć ciężko ranił. – Jak to możliwe? – dziwi się Matilda, 53-letnia kontrolerka centrali grzewczej w Racadau, przedmieściu Braszowa. – Przecież tyle to już lat i nic się nigdy nikomu nie stało. Aż tu od razu wypadek śmiertelny.
Matilda od 23 lat pracuje w tej stacji, w małym baraku pokrytym azbestem.
Polityka
32.2006
(2566) z dnia 12.08.2006;
Na własne oczy;
s. 100