W PRL ukuto powiedzenie: radny bezradny. Tamci radni niewiele mogli zdziałać dla ogółu, ale już dla siebie załatwiali, ile się da: talony na auta, przydziały telefonów, lepsze mieszkania. Dzisiaj o samorządowcach mówi się „radni zaradni”. Owa zaradność znaczy dokładnie to samo co bezradność w PRL – jak najwięcej dla siebie. Radni śrubują swoje diety, dają się korumpować, stosują szlachecką zasadę liberum veto. Panuje przekonanie, że radni są kłótliwi, wdają się w lokalne konflikty, sami je wzniecają. To wszystko konsekwencja błędu poczęcia – rad i radnych jest za dużo, to cała armia ludzi głodnych przywilejów.
Po ostatniej reformie administracyjnej radnych w Polsce przybyło ponad 11 tys. (patrz ramka) – armia ta liczy już ponad 63 tys. ludzi. Chętnych do sprawowania mandatów było cztery razy więcej. Ponad ćwierć miliona kandydatów do władzy lokalnej to pozytywny objaw – świadczy, że naród nie tylko wybiera, ale i chce być wybrany.
Wycieczka dla pielęgniarki
Swoistym państwem w samorządowej Polsce jest Warszawa ze swoim kuriozalnym ustrojem. W stolicy działa 21 rad samorządowych: warszawska, 11 gminnych, 7 dzielnicowych, powiatowa i wojewódzka.
Polityka
28.2000
(2253) z dnia 08.07.2000;
Kraj;
s. 26