Sokoły wędrowne wyginęły doszczętnie w latach 60., gdy w rolnictwie zaczęto masowo stosować środki owadobójcze z grupy DDT. Zatrute pestycydami ptaki znosiły jaja o zbyt cienkiej skorupce, która nie wytrzymywała ciężaru samicy. Przeżyły jedynie ptaki chowane przez sokolników. W latach 90. w ramach programu przywrócenia sokoła wędrownego w Polsce urodzone w niewoli młode zaczęto zwracać naturze. Kilka wypuszczono w Warszawie.
Miasto – skała
Miasto widziane oczami sokoła to rumowisko gruzów, pełne nisz, dziur i zakamarków z kilkoma wysokimi skałami. Wygląda więc tak, jak ich naturalne środowisko, bo w naturze sokoły gnieżdżą się na urwiskach skalnych lub bardzo wysokich drzewach. Sokoły wędrowne mieszkały w Warszawie już przed wojną. Zwłaszcza jedna samica zapisała się w pamięci ornitologów. Przez kilkanaście lat wracała jesienią do miasta i przesiadywała na gzymsie kościoła karmelitów przy Krakowskim Przedmieściu. Codziennie o 10 rano przynosiła sobie gołębia, oskubywała i zjadała na oczach zgromadzonego pospólstwa, nie zważając na chłopców, którzy próbowali ją wypłoszyć krzykami i kamieniami. Po wojnie sokoły gnieździły się na wypalonym budynku Pasty.
Dla wypuszczonych w Warszawie sokołów ustawiono skrzynkę na dachu Centrum Bankowo-Finansowego na rogu Al. Jerozolimskich i Nowego Światu (dawniej gmach KC PZPR). Tam miały przyzwyczajać się do miasta i nabierać przekonania, że centrum Warszawy to ich rodzinna okolica. W przypadku jednej samicy to się udało. Po krótkim wypadzie powróciła do Warszawy sprowadzając z lasu samca. Wahały się nad wyborem między Błękitnym Wieżowcem (przy pl. Bankowym), Warszawskim Centrum Finansowym (przy ul. Świętokrzyskiej) i Pałacem Kultury (skrzynki ustawiono w kilku punktach miasta), ale w końcu zdecydowały się na Pałac.