Archiwum Polityki

Stan nieważności

Krajowy Rejestr Sądowy powstał po to, aby zlikwidować kolejki w sądach rejestrowych i zapewnić bezpieczeństwo obrotu gospodarczego. Na razie życie kpi z tych założeń – rejestr zakorkował się niemal kompletnie, a to grozi – bez żartów – paraliżem gospodarki. Tysiące spółek znalazło się bowiem w niebycie prawnym. Jeśli ten stan potrwa dłużej, może się to dla nich skończyć katastrofą.

Pełnoprawnym członkiem społeczeństwa człowiek staje się nie w momencie urodzenia, lecz zarejestrowania tego faktu w urzędzie stanu cywilnego. Ze spółkami prawa handlowego jest podobnie – ich byt prawny rozpoczyna się nie wtedy, gdy wspólnicy aktem notarialnym powołują je do życia, ale dopiero od dnia zarejestrowania w Krajowym Rejestrze Sądowym (a przed jego powstaniem w sądzie rejestrowym). On też musi uprawomocnić wszelkie istotne dla przedsiębiorstwa zmiany.

Sąd odegrał ważną rolę we wszystkich widowiskowych akcjach przejęcia władzy w PZU Życie, dwóch narodowych funduszach inwestycyjnych czy Mostostalu Warszawa. Gdy powstawała tam dwuwładza, sąd właśnie decydował, który z prezesów jest legalny, który zaś samozwańcem. Faktyczną władzą dysponował ten, który był jeszcze albo już zarejestrowany w sądzie.

Zarówno dla zainteresowanych jak i spółek, którymi kierują, szybka reakcja sądu warta jest każdych pieniędzy. Nie jest też tajemnicą, że liczyć mogli na nią tylko nieliczni. Do grona tego należał m.in. Grzegorz Wieczerzak. Takie wybiórcze traktowanie klientów przez prawo prowadzi oczywiście do podejrzeń o korupcję. W środowisku biznesu mówi się, że błyskawiczny wpis do rejestru kosztuje 100 tys. zł. Tamę miało jej postawić powstanie Krajowego Rejestru Sądowego, który formalnie zaczął funkcjonować w styczniu tego roku.

O KRS wszystko co najlepsze powiedziano, zanim ruszył. Szyto go na miarę XXI wieku, jak – nie przymierzając – Komputerowy System Informatyczny w ZUS. Informatyczna baza danych o przedsiębiorstwach miała umożliwić błyskawiczną (zapowiadano, że w ciągu dwóch minut) informację o potencjalnych partnerach i kontrahentach. Stare papierowe rejestry tego nie zapewniały. Dostawca w Szczecinie, jeśli chciał dowiedzieć się, czy jego odbiorca w Rzeszowie nie zalega z płaceniem podatków, musiał wybrać się do sądu na drugim końcu Polski.

Polityka 25.2001 (2303) z dnia 23.06.2001; Kraj; s. 21
Reklama