Prezydent Lech Kaczyński podczas odwiedzin w gospodarstwie państwa Jakubczaków w Dylewie koło Grójca podpisał ustawę biopaliwową. Zazwyczaj ustawy podpisuje w warszawskim pałacu, jednak tym razem zasiadł w ogródku pod drzewem, by podkreślić szczególny charakter podpisywanego dokumentu. W istocie dokument jest niezwykły: daje rolnikom prawo do samodzielnej produkcji biopaliwa – rocznie 100 litrów na każdy hektar użytków rolnych. Oznacza to, że w ciągu roku może w Polsce powstawać nawet 1,4 mln ton paliw – legalnie i bez akcyzy. Wprawdzie przepisy zawierają rozmaite ograniczenia – paliwo musi być produkowane na własne potrzeby i pod uproszczonym nadzorem podatkowym – jednak mało kto ma złudzenia. Tego nikt nie upilnuje, bo pokusa jest nie lada. Gospodarczym sposobem można wytwarzać nie tylko paliwo rzepakowe, ale bioetanol, czyli mówiąc jaśniej czysty spirytus. Czego chcieć więcej? Otwiera się akcyzowe eldorado, o którym dotychczasowym mafiom paliwowym się nie śniło.
W tym samym czasie rząd biedzi się, jak rozwiązać problem przestępstw akcyzowych, pozbawiających budżet ogromnych pieniędzy. Najpopularniejsze z nich polega na wykorzystywaniu oleju opałowego jako paliwa silnikowego. Ma on zbliżone cechy do oleju napędowego, a dzięki niższej akcyzie kosztuje dużo mniej. Korzystają na tym mafie paliwowe, sprzedając lekki olej opałowy jako paliwo do silników Diesla. Olej opałowy jest wprawdzie specjalnie barwiony, a jego obrót podlega kontroli, ale, zdaniem ministra finansów, niewiele to daje. Zamiast do pieców, trafia do silników. Dlatego plan przewiduje podwyżkę stawki podatku akcyzowego pobieranej od oleju opałowego do poziomu oleju napędowego. Z dotychczasowych 230 zł za 1000 l stawka ma wzrosnąć do 1139 zł.