Archiwum Polityki

Danie barowe

Krytyk teatralny Roman Pawłowski postanowił ostatnio zrecenzować PRL – całościowo, choć w jednym akapicie. Pisze on w „Gazecie Wyborczej” z okazji „Niedzieli na Głównym”, iż na przedstawienie w reż. Janusza Józefowicza przychodzić będą z pewnością ochoczo nowobogaccy, wiedzeni nostalgią za niedawną przeszłością, a jednocześnie przeżywający satysfakcję, że „odbili się od czasów Syrenki i proszku Javox”. I teraz następuje wyznanie autora: „Mnie osobiście jedno i drugie uczucie jest obce. Razi mnie nędza PRL-u, nędza tych ciuchów wydartych z gardła handlu uspołecznionego, nędza barów mlecznych, w których nie wypiłbym dzisiaj nawet herbaty, nędza wiecznie psujących się aut i telewizorów oraz wczasów pracowniczych w Zakopanem”.

Przepraszam, ale zmuszony jestem wystąpić w roli obrońcy PRL, choć może nie we wszystkich jego przejawach. Auta nie posiadałem, telewizora też – więc nie mam zdania, czy się psuły i jak często. Z wczasów w Zakopanem korzystałem sporadycznie, ale nie mam najgorszych wspomnień. Natomiast barów mlecznych obrażać nie pozwolę! Może red. Pawłowskiemu wyda się to nieprawdopodobieństwem, lecz zdarzały się całkiem przyjemne lokale, w których karmiono smacznie, tanio i zdrowo. Ponadto bar mleczny to było miejsce wyjątkowe: jadali tam biedacy, ale także ludzie całkiem dobrze zarabiający, także z bliskiej autorowi branży teatralnej. Np. twórcy z kręgu kontrkultury lat 70. czuli się w barach bardzo dobrze. Tak czy inaczej – trochę jest nieładnie wywyższać się, oświadczać, że gdzieś by się nie zjadło lub nie wypiło. Kiedyś teatr uczył pokory, ale było to dawno temu – kiedy istniały jeszcze bary mleczne.

Polityka 24.2001 (2302) z dnia 16.06.2001; Kultura; s. 45
Reklama