Przepisom stanie się zadość, jeśli wypłata nastąpi do 6 października (z wyrównaniem od początku 2000 r.). Ale diabli wzięli nadzieje rozbudzone w środowisku podczas debaty sejmowej nad nowelizacją, gdy strona rządowa zapewniała, że dzięki nowej Karcie status nauczyciela poprawi się radykalnie już na wiosnę. Później pieniądze miały być przed wakacjami. Nie było.
Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz zapowiedział, że od 1 września Związek rozpocznie akcję protestacyjną. Nie wykluczył strajku, jeśli nauczyciele zainaugurują nowy rok ze starymi, chudymi portfelami. Przewodniczący nauczycielskiej Solidarności Stefan Kubowicz obiecał pomoc prawną tym nauczycielom, którzy wystąpią do sądów pracy o zapłatę należnej podwyżki.
Deklaracje związkowe stanowią zaledwie tło dla zaostrzającego się z dnia na dzień sporu pomiędzy samorządami terytorialnymi a Ministerstwem Edukacji. Idzie o to, która ze stających w szranki stron nie umie liczyć. Obie przedstawiają w mediach tylko wynik – MEN ze znakiem plus, samorządy z wielkim minusem – i emocjonalne komentarze, zamiast metody obliczeń, prowadzących do tak rozbieżnych rezultatów.
Ministerstwo Edukacji twierdzi, że pieniądze na podwyżki są wkalkulowane do subwencji oświatowej, czyli środków z budżetu państwa, przekazywanych na konta samorządów dla zaspokojenia potrzeb oświaty. Samorządy alarmują, że subwencja – niekiedy niższa w porównaniu z ubiegłoroczną – nie wystarcza na podwyżki. Wedle Związku Miast Polskich brakuje ok. 2 mld zł. Samorządowcy domagają się, aby rząd pilnie znowelizował ustawę budżetową, zwiększając subwencję oświatową o tę kwotę albo uruchomił swoje rezerwy.
W Białymstoku na podwyżki dla nauczycieli brakuje 20 mln zł, tyle samo w warszawskiej gminie Centrum.