Człowiek nie rodzi się czytelnikiem. Trzeba obudzić w dziecku zapał do książek. Nie uczynimy tego tłumacząc dziecku, że jest to ważne. Ani nawet ucząc je wcześnie czytać. Przeciwnie, dzieci, które zbyt wcześnie popychane są do samodzielnych lektur, często po kilku latach zniechęcają się. W ich umyśle czytanie kojarzyć się będzie z przykrością i nudą – bo jak inaczej może się kojarzyć mozolne brnięcie przez tekst, którego małe dziecko często nawet nie rozumie?
Istnieje jednak niezawodny i sprawdzony sposób, by czytanie uczynić atrakcyjnym i przyjemnym dla dziecka. Jest nim – głośne czytanie. Wtedy jedyne co musi zrobić dziecko, to słuchać, rozumieć i wyobrażać sobie.
„Gdyby głośne czytanie wymagało wyższego wykształcenia i sprzętu za 149 dolarów, byłoby obecne w co drugim domu. A gdyby dzieci go nienawidziły, znalazłoby się w programie każdej klasy” – kpi Jim Trelease, autor „Podręcznika głośnego czytania” (oryg. „Read-Aloud Handbook”).
Trelease ma kalendarz zajęty na 18 miesięcy do przodu. Jego książki rozchodzą się w ogromnych nakładach. Jeździ po całych Stanach i za duże pieniądze przekonuje dorosłych, aby czytali dzieciom. 20 minut codziennie. Jest to według niego najlepsza inwestycja w ich przyszłość.
Jim Trelease, pamiętając z własnego dzieciństwa, jaką przyjemność sprawiło mu słuchanie książek, dziś gromadzi argumenty na rzecz codziennego czytania dzieciom.
Oto jeden z cytowanych przez niego przykładów: 10-letnia Jennifer Thomas z Massachusetts, dziecko z zespołem Downa. Z okazji jej narodzin rodzice dostali książkę o głośnym czytaniu. Od pierwszych tygodni życia „ustawili córkę na diecie” 10 książeczek dziennie.