Pierwszy projekt ustawy o ochronie zwierząt wpłynął do Sejmu w 1993 r., po nim kolejne. Przez cztery lata trwały burzliwe dyskusje i prace w komisjach. Lobby rolników i hodowców zrobiło wiele, by zneutralizować czy wręcz usunąć niewygodne dla siebie zapisy. Wreszcie w 1997 r. przyjęto ustawę kompromisową, daleką może od ideału, ale będącą niewątpliwym krokiem naprzód. Podniesiono kary za znęcanie się nad zwierzętami (od tego czasu zapadły cztery wyroki bezwzględnego pozbawienia wolności, co przedtem się nie zdarzało), zakazano tuczu gęsi i kaczek na stłuszczone wątroby, przyjęto humanitarne normy chowu, transportu i uboju zwierząt, a także zasady postępowania ze zwierzętami laboratoryjnymi. Duża część tych przepisów pozostaje do dziś martwą literą, gdyż nie wszystkie ministerstwa wydały rozporządzenia do ustawy, choć termin minął już trzy lata temu. O tym także wspomniał prezydent w uzasadnieniu weta.
Gdy w styczniu 1999 r. mijał okres vacatio legis na zakaz tuczu gęsi, kilkunastu posłów próbowało po cichu wykreślić ten zapis z ustawy. Był to efekt lobbingu prowadzonego przez Befrapol, jedyny zakład zajmujący się tego typu produkcją. I niewiele brakowało, by prezes Befrapolu doprowadził do zmiany prawa. Wtedy sytuacja była jasna, chodziło o pieniądze. Obecna próba popsucia ustawy odbyła się pod hasłem dostosowywania polskiego prawa do norm unijnych. Sejm miał nowelizować cały pakiet ustaw (m.in. ustawę o izbach lekarsko-weterynaryjnych, o inspekcji weterynaryjnej, o zwalczaniu chorób zakaźnych) rzeczywiście niezbędnych w dostosowaniu polskiego prawa do prawa Unii Europejskiej. Do tego pakietu dodano na przyczepkę zmiany w ustawie o ochronie zwierząt argumentując, że stanowi ona barierę dla działalności gospodarczej (lobby rolników i hodowców) oraz uniemożliwia rozwój nauki polskiej (lobby naukowców prowadzących eksperymenty na zwierzętach).